wiesz, udawanie śpiącego wcale nie było trudne, a Mary
lekko znudzona przemykała nade mną, wokół czółna łóżka,
wzdłuż rozchylających poły ścian - niczym zwiastun śmierci
z książek Dicka, z filmów Schumachera
była nieuchwytna w pasie jak dym, wychodziła lekko wraz
z oddechem mleczną zimową wstążką i kładła siną ciszę
na powiekach, powieki-groby zasypywała maku piaskiem,
ciii-szeptała przez zasłonę z pluszu, ciii-miękło, głuchło na granicy
w miejscu, w którym przestawałaś czytać wers
zasypiałem
to zdarzyło się nocą z trzydziestego na trzydziestego
pierwszego lipca, właśnie wzdłuż ogona Wisły
padał deszcz
przechodziliśmy przez nowo przerzucony most ponad rzeką,
kiedy X uniosła twarz ku górze, ku pylonom
- otworzyła usta
jak w miękką studnię wpadł w nią deszcz
ciągnąc za sobą niebo i cały ten rozgardiasz
zszarzałych cumulusów
zsuwały się po języku, po czerwonej zjeżdżalni
zagnieżdżały w niej, a potem rozpływały
jak w rzece
jak w unerwionej wannie
w kwietniu na Manhattanie przeżywa
swój pierwszy romans
i choć Sigmund tylko udaje
że czyta jej grafomańskie wiersze
(którymi ona zachwyca się od ósmego roku życia
oczywiście traktując poezje jako rodzaj sięgania w głąb
bez używania zimnego wziernika)
dla niej - spełnienie filmu o kolejnej woolf
(i dziennikarzach szargających jej prywatność
oraz nieskazitelnie krótkie spódniczki) jest realne
z upartym wdziękiem łamie monotyp
Lubię kolor pomarańczowy,
wściekle odbija się od białych szpitalnych ścian,
a kiedy ostrożnie pędzelkiem nałożę go na usta
-- całuję docenta w skroń.
Nie, nie gniewa się na mnie;
właściwie nie gniewa się na mnie nigdy,
tylko dyskretnym ruchem dłoni wyjmuje
z kieszeni spodni chusteczkę i pociera nią czoło.
Czasami kupuję naraz pięć par sandałków,
po jednej na palec i biegam po pokoju w kółko.
Im bardziej wiruje powietrze wokół
i im bliższa jestem światła
tym bardziej pomarańczowieją mi sutki;
wtedy zaczynam malować nimi obrazy na plecach docenta,
bo on nie gniewa się na mnie nigdy.
najpiękniejsze jest oczekiwanie kiedy
wśród kilometrów słonecznych kalendarzy
zakreślamy czas
rozświetlam się wtedy
biegnę do ciebie w ekspresowych przedziałach
(a na mijanych stacjach zawsze tyle słońca
i kwiaty w oczach i na zegarach)
aż w końcu w Krakowie skóra się napina
jak na winogronach albo brzoskwiniach
- do rozgryzienia do powąchania
jaśnieję wtedy jakbym wyrastała
z lipcowych sadów spod palców semaforów
a perony wyznaczały początek światłobrania
od kiedy cię poznałam koty nie uciekają przed mną
to dobry znak
i przestały pękać cienkie wafle luster
w sklepach z sukienkami do których zaglądam
coraz częściej zachodzimy do sklepów
z ciągiem kabin przymierzalni, z wiatrakami podwieszonymi wysoko
nad naszymi głowami, przebieram się
a ty palcami przybijasz wiosenne sukienki do moich pleców i niżej
kochamy się jakby trzęsienie pamięci, jakby taniec włosów
w otwartym oknie pociągu, jakby ciąg kabin przymierzalni
to były pierścienie Saturna
nocą nasłuchujemy szelestu rajstop rzuconych na oparcie fotela,
w załamaniach wciąż wierci się skóra
- poezji więcej mam w zwinnych, kocich ruchach niż w wierszach, które piszę - tak twierdzi mój mąż, zagorzały wróg poezji wszelkiej / mojej w szczególności / Dlatego piszę w "konspiracji" ;-) zapewniam, że ma to swój urok... może warto by o tym napisać ? ale również w negatywny sposób rzutuje na moje wiersze. I na moją postawę - z lekka przekrzywioną w kierunku feminizmu. Tak zwana feminizująca pacyfistka - to ja. Piszę dużo i wszędzie, na marginesach gazet, okładkach książek, na blacie biurka /!!/, paragonach, karteczkach i karteluszkach, które naturalnie gubię - zapisuję słowa, myśli, spostrzeżenia, Boże tyle jest do spisania, do wyartykułowania, wypluskania i wyłuskania z siebie. Albo - nie piszę : nic. Brak słów. Zresztą nie zawsze one są potrzebne, nie zawsze potrafię im nadać moc wyrażania magii, która wokół mnie trwa. Wyrazy czasami przeznaczone są tylko dla tych, którzy nie słyszą, nie czują. Gdy nadchodzi czas powolnego otwierania bram, niespiesznego szczęścia wtedy poezja jest wszędzie.... no tak, a czy pisałam już, że jestem gadułą? ;-)
© Copyright by Anna Agata Tomaszewska