poezja.exe.pl - Elżbieta Lipińska


Elżbieta Lipińska
STAT4U

stat4u

wiersze



Rejestr snów 3

Byłam w Chinach.
Byłam w Chinach i one weszły we mnie.

Może nie wiecie, ale Chiny są
samopiszącym się wierszem.
Piszą we mnie każdej nocy czarnym tuszem,
dobrze zaostrzonym pędzelkiem.
Wczoraj zapisały Zadurę objaśniającego
polską czcionką chińską drogę,
dzisiaj białą jak śnieg Tildę Swinton
na czarnym tle limitów kontrolnych.

Zabierają mi wszystko.Czuję się jak wuj Tarabuk,
tyle że moje rękopisy wywrócono na lewą stronę.
Trudno odczytać.


Jaskółka

Pamiętasz ten wiersz o jaskółce?
Przez chwile wyglądała
jak mała czarna kula

Piotr Sommer, Popsuta linia

No nie, panie Sommer, jaskółka jak kula?
Kulką to może być wróbelek, skulony na okładce
pańskiej książki. Jaskółka jest strzałą, muzykiem we fraku,
tnie powietrze jak sztylet, skuteczniej niż odrzutowiec,
rysuje na niebie geometryczne wzory,
które od szkoły budzą we mnie strach.

Nie ma w niej tego drżącego ciepła,
ostatniej deski ratunku.
No chyba, że to specjalna, sommerowska jaskółka,
to przepraszam, nie sięgam.


Klamra

W 1934 roku pani Wacława Mossakowska, córka dziedzica Wołomina, wydzieliła ze swych posiadłości 3 ha gruntu z przeznaczeniem na boisko sportowe dla "Huraganu", przy końcu ulicy Długiej, przy obszarze leśnym Nasfetra.
8 stycznia 1941 roku rabin Beniamin Michelson aktem darowizny przekazał działkę gruntu o powierzchni 1 morgi i 20 prętów na rozszerzenie cmentarza rzymsko-katolickiego w Kałuszynie.

W cegielni dziadka jakiś wariat zrobił muzeum.
Znosi pamiątki. To taka Izba Pamięci Nienarodowej.
Pracowicie odkurza maszyny i fotografie.
Niektóre wykopali obok boiska.
Wypadły z rąk, walizek, portfeli i utonęły w piasku.
Zaprowadzili ich na piachy, a ten mały Moniuś to tak płakał,
mówi pani Maria i pociąga nosem, chociaż zna to
tylko z opowieści pani Józefy.

A w sąsiedztwie omal nie zlinczowali księdza.
Bo i kto to widział, żeby wprawiać
jakieś żydowskie kamienie w ściany Domu Pańskiego?
Przez takich niektóre antychrysty nawet twierdzą,
że nasz Pan Jezus był Żydem, niech im Pan Bóg odpuści.

W 1991 Kałuszyn przystąpił do Stowarzyszenia Miast Pokoju.
W latach 90-tych powstał gang wołomiński, odłam mafii pruszkowskiej. 


Z księgi wiatrów

Wierzycie, czy nie, widziałam dzisiaj klucz ptaków.
Nie wiem, jakich, bo leciały zbyt wysoko,
ale klucz pod koniec grudnia
musi otwierać lub zamykać jakąś tajemnicę.

Krzyczały. Bały się czy cieszyły? Odlatywały czy wracały?
Niektórzy uważają, że stąd należy tylko odlatywać.
Ale ptaki wiedzą lepiej.
Więc nie mieszaj im za bardzo, panie pogody i burz.
Są jedną z niewielu stałych w naszym życiu.


Odkrycie sowy

Sowa znaczy noc. Znaczy samotność, czujność, rozmyślanie.
Widzi więcej, choć tylko blady, wysoki księżyc
oświetla jej drogę, jeśli akurat sowa ma szczęście,
a chmury odeszły.

Podobno za karę musi żyć w nocy, bo jej oczy
ukradły słońcu kolor. Za karę też musi
udawać powściągliwość, choć świetnie
nadaje się na towarzyszkę czarownic.

Nocne myśli są inne od myśli dziennych, więc sowie
trudno o zrozumienie wśród innych ptaków.

Sowa ma sowią naturę. Krzyczy w nocy,
stara się doczekać słońca. Trafia jej się tylko,
jeśli akurat sowa ma szczęście,
poranny jasny księżyc, imitacja pragnień.


Kartka z kalendarza

kiedy wyjechałeś
zamieszkałam w twoim swetrze
razem chodzimy oglądać brak drugiej szczoteczki
tak jest bezpieczniej

razem rozpychamy się na półce pod lustrem
potykamy o zapisane kartki i zapomnianą chusteczkę

dziś niczego nie sprzątamy


Maj to łagodny miesiąc

Maj jest ciepły i zachęcający, ty zimny i dobrze wychowany
jak zwykle, a ta bidula nic z tego nie rozumie.
Sądzi, że mężczyzna nie może być szczęśliwy bez pieprzenia.
Nie rozumie, że szczęśliwi bywają nie tylko don Juani,
ale również Obłomowowie. Szczęściem trochę wykastrowanym,
ale za to spokojnym i własnym. Niezakłóconym uniesieniami,
obowiązkową serwetką przy stole, zakazem dłubania w nosie
i tą nieznośną, nużącą kobiecą energią.

Maj to łagodny miesiąc, tak mówią, lecz dla niej
najokrutniejszy z wszystkich.
Nie przekonuje jej zdanie poety. Jeszcze nie dowierza,
że można pokochać pustkę bardziej od miłości, pasji,
która wypełnia ją po czubki palców.
Maj to łagodny miesiąc, ale tego dopiero się uczy.


Przechadzka

Prowadzę cię cicho, gdzie jestem najbliżej tego, w co nie wierzę,
Prowadzę cię cicho, bo chcę, żeby żaden dźwięk tego nie zasłonił.

Prowadzę cię w ciemnościach, kiedy nie można prawie dostrzec
nagle wysmuklałych, nie moich wież, zmierzch zaciera kolory i ostentacje.

Po ciemku trafiam zawsze, ale nie znajduję. Dokoła klamra Odry. Nikt nie przypłynie.


Klatki ze styku światów

1.
Zrujnowany Marcellus żyje, sama widziałam,
Na szczycie arkad mieszkają ludzie.
W kręgu Koloseum
współcześni niewolnicy tłoczą się, by lepiej widzieć.

2.
Wśród drapieżnego świata Berniniego
miękko zagościł gładki świat Canovy.
Po nich zawłaszcza cię nagle bez reszty
krzyczący kolorami,
wreszcie zapadający w szarość i czerń
zredukowany świat Rothki.

3.
Oskubany z brązu Panteon hipnotyzuje snopem światła.
Po kościołach tłum pracowicie depcze pocięte kolumny
tratutując pogaństwo.
Trinita dei Monti znów zasłania billboard.

4.
W idealnej harmonii z ciągłymi zderzeniami
spadamy ze słońca Via Appia w mrok katakumb.
Wieczorem Usta Prawdy są mokre od łez.


Widzenie

Nocą w mojej łazience zamieszkał ptak.
Wygląda na martwego,
pióra zmatowiały, czerń przechodzi w szarość.

Wzdrygam się przed dotknięciem.
Zamykam cicho drzwi,
usiłuję ponownie zasnąć.
Oboje przewracamy się na bok.

Rano jest już tylko zabłoconym butem.


Ryba pilot

Opuścił mnie rekin.
Towarzyszył mi wiernie od tylu lat,
że przywykłam uważać go za część siebie.

Teraz zniknął. Pewnego dnia odpłynął
i już wiedziałam, nie wróci.
Wypatrywałam go w lustrze.
Przez pewien czas widoczny był kilwater,
potem już nic.

Opuścił mnie rekin.
Udaję, że jest tu nadal.
Ścierwojady zacieśniają krąg.


Wołomin 1935

Na tym zdjęciu wyglądasz niby tatko-pająk
z mojej dziewczyńskiej książki. To przez długie nogi,
które jeszcze wyciągnął fotograf amator
co "zdejmował" cię z dołu, tam, na jakiejś łące.

A może fotografka, co na innym  zdjęciu
tak się tuli do ciebie w śmiesznych okularkach -
grzecznego buchaltera z sepiowym uśmiechem.

Taki tam jesteś inny - obcy tata-blondyn
mól książkowy z wąsikiem, którego za chwilę
trzeba się będzie wstydzić za paskudny kształt.


przebudzenie

siwy mróz jak rozczochrana broda
zimne światło z trudem przebija noc
zmarznięte dłonie chowam głęboko
w pamięć twojego ciepła

zaciskam mocno powieki
bezczelnie wpycha się blady świt
w sam środek snu gdzie pomarańczowe ciepło kamasutry
owija mnie szczelnie jak sari
które odplątywałeś tak cierpliwie
jak niecierpliwie mnie potem kochałeś


Markowi Sz.

sztuka magika

z tą biedną krótszą nóżką
był z siebie taki dumny,
gdy udał mu się skok
wołał: patrz, sztuka magika!

a potem trzeba było
zamieszkać w miedzianym kotle
hej, udajemy pranie!
chowaj się! sztuka magika

a teraz - mówiła mama -
bawimy się w chowanego
z tamtym sąsiadem z przeciwka
nie znajdzie nas: sztuka magika

a gdy ich wyprowadzali
mówiła: nie bój się, synku,
to wcale nie będzie bolało.
zniknęli

sztuka magika.


martwa natura z astrami i chinką

przestrzelony samobójczą kulą
bukiet astrów samotny na ścianie
przyjaciółka zraniona odeszła
zbyt kanciasta i nienowoczesna

teraz astrów opuszczone oczy
podziwiają orientalną ławkę
próbowały się z nią zaprzyjaźnić
ale ławka nie zastąpi szafy

stara piękność zbyt wymalowana
kokietuje strojąc chińskie miny
nie rozumie doświadczenia kuli
pękniętego na pół przez rozstanie

łowi zapach zielonej herbaty
nie wie skąd tu ślady samowaru
i zezuje w stronę figurynek
zapomnianych przyjaciół z dzieciństwa

czasem astry spod rzęs opuszczonych
podglądają jak je obserwują
mistrz i uczeń pod italskim niebem
uwięzieni pamięcią duńczyka

pogodzeni z czasem emigranci
żyją zgodnie w malutkim salonie
nocą książkom czytającym baśnie
przygrywając na starym zegarze


Perro semihundido

zniknęła za tym burożółtym wzgórzem
czekam
zanikam powoli jak kot z Cheshire
w końcu zostaną tylko oczy
tęsknota


* * *

Przyjacielowi


uwięzione
młode oczy

triumf ducha
nad materią



Elżbieta Lipińska

Elżbieta Lipińska, warszawianka z urodzenia, wrocławianka z wyboru, prawnik, poetka. Laureatka konkursów m.in. im. K. Ratonia, B.Faca, Tyskiej Zimy Poetyckiej. Jej wiersze drukowane były w czasopismach literackich, antologiach, m.in. "Anthologii #2" (Londyn 2010). Pisuje także niewielkie formy prozatorskie.
Wydała trzy książki poetyckie: "Pożegnanie z czerwienią"(2007), "Maj to łagodny miesiąc"(2008), "Rejestry"(2011) "Na końcu języka"(2013)
- dwie środkowe jako nagrody główne w konkursach literackich.


© Copyright by Elżbieta Lipińska


AKTUALIZACJA