To tylko wiersz
zwykłe wydalanie
toksyn z organizmu
Pomaga wieczorami
gdy boli mnie
twój żołądek
pęka twoja głowa
i urywa się twój film
ze mną w roli głównej
To tylko wiersz
czasowy regulator
nadmiaru endorfin
i nadziei na oszukanie
wiecznego głodu
twoim dotykiem
To tylko wiersz
przeskok iskry
na niewłaściwą synapsę
o jedną w lewo wyszedłby
przepis na szarlotkę
o jedną w prawo
twierdzenie Talesa
Tymczasem to znowu
tylko wiersz –
zawór bezpieczeństwa
dla tych którzy
za wszelką cenę
chcą codziennie
umierać z miłości
18.12.2010.
Uzgadniamy że nie istnieje
i Murnau by się uśmiał
wymieniamy ją na dowcipy
i klepanie po plecach
stawiamy jej piwo
z kpiącym uśmieszkiem
i rozchodzimy się do swoich
kryjówek a tam wyjemy
pod chłodnym księżycem
ściskamy kurczowo poduszki
bezradnie patrzymy jak
wypełza z każdej szpary
w podłodze każdej fałdy
w zasłonie krew wysysa
aż po próżnię w żyłach
wypełnia sobą aortę
a potem rozsiada się na nas
i dusi noc całą
by wycisnąć z nas
zeznanie że jest
i nic poza nią
że jest a reszta to smużka
dymu po zimnych ogniach
31.01.2011.
Przypadkiem jestem kobietą
więc mędrcy mnie zwą przemądrzałą
każą usiąść o stopień niżej
i słuchać gdy oni mówią
Przypadkiem jestem nieduża
więc duzi zwą mnie maleństwem
i nie traktują poważnie
gróźb ani próśb ani wyznań
Przypadkiem mam dużo włosów
w kolorze kasztana
więc łysi chowają mi grzebień
a daltoniści zwą rudą
Przypadkiem mam pół wieku
więc starsi o dzień zwą mnie dzieckiem
a młodsi o dzień patrzą
przeze mnie na przestrzał
Przypadkiem wolę zdjęcia
rodzinne wujka Hubble’a
niż czekoladę od świętego Mikołaja
więc bliźni mi bardzo współczują
Przypadkiem jestem
w tym właśnie kontekście
nie do porównania i nie do wymiany
na inne nieboskie stworzenie
6.03.2011.
Jestem szczęściarą
nikt mnie nie porwał
nie podmienił nie zjadł
Uniknęłam obrzezania
i ukamienowania
Nie muszę udawać
że lubię czador
Nikt mnie nie zabije
za to że patrzę i pożądam
Wolno mi iść na spacer
bez ochrony
czytać tańczyć tango
i kłócić się z mężczyzną
Jestem swoim oczkiem w głowie
ozdobą samej siebie
różą dla własnych oczu
zbiegiem z Krainy
Niepomyślnych Okoliczności
widzę to wyraźnie
i tylko mój pan
zwany Przypadkiem
z właściwą sobie nonszalancją
nie chce przyznać
ile mu zawdzięczam
23.01.2011.
Jeżeli skoczę, spadnę
prosto do Nieba.
(Horacio Oliveira)
Uciekły ze mnie wszystkie szczury
i odleciały gołębie
z okien wypadli ostatni samobójcy
przez dziury w dachu było widać
niebo które mi obiecałeś
Ale czekanie było dłuższe niż życie
Groziłam zawaleniem
zaczęłam się kruszyć i osuwać
pękały we mnie szyby
wiatr hulał w każdym kącie
aż w końcu się zapadłam
jak sprawnie wysadzony wieżowiec
Teraz tam jest chodnik
czasem po nim idziesz
dzieci rysują na nim kredą
grają w klasy
i tylko one
mogą wskoczyć
do Nieba
5.03.2011.
Pokaż mi swoją twarz sprzed dnia narodzin.
Zen
Pokaż mi siebie sprzed czasów Jabłka i Węża
chcę zobaczyć twoje pierwsze
nigdy-więcej z błyskiem w oku
i na-wieki-wieków z zapartym tchem
Pokaż mi twoje chcę-zaraz-już- natychmiast
twoje nie-chcę-cię-znać
i bo-zaraz-umrę-jak- nie-dostanę
Pokaż pierwszą ranę nim została blizną
oczy zaokrąglone pierwszym nie-do-wiary
Pokaż pierwszą śmierć i ekstazę
Ile ci jeszcze pozostało zdziwień
ile piekieł i padnij-powstań
na twoim prywatnym poligonie
Aha a więc stąd ten odcień skóry
plamy na dłoniach i bruzdy wokół ust
Jesteś starodrukiem
omijanym skrzętnie przez młodych
nietykalnym dla starych o zbyt drżących rękach
trzymanym w tajnym archiwum do końca
tylko twojego świata
23.01.2011.
Kiedy zaczniesz mnie kochać
przestanę pisać wiersze
Połknę wszystkie kamyki
wrzucone do twojego ogródka
i zacznę podrzucać ci brylanty
o trzydziestu czterech fasetach
a każda z nich będzie
odbijać moją twarz
wydobytą z cienia
w którym mnie zostawiasz
na czas żałoby
po dawnych miłościach
Za ostatni z nich
zafunduję sobie
p o d w ó j n e d o b r o:
ławkę z widokiem na kaczki
i twój niebieski kołnierz
pod lewym policzkiem
Możesz mnie strzepywać
ile chcesz
i używać moich brylantów
do puszczania kaczek
w parkowej sadzawce
I tak wolę twój głos
od świętego spokoju
I tak wolę moje skazy
od szlifów
14.04.2011.
Mieszkam w tobie
w twojej głowie
mięśniach kościach
każdym kroku
ode mnie
ku rozpaczy
Mieszkasz we mnie
dech zapierasz
krew zagęszczasz
spać nie dajesz
zapominasz wyjść
Będziesz moim
diabłem stróżem
ja twoim stygmatem
Uratuję cię
przed piekłem
a ty mnie
przed rajem
Spalimy
moje płuca
z twoim
miłosnym oddechem
potem
twoje serce
z moim
przyśpieszonym pulsem
Każdą cząstkę
ciała które mi zająłeś
każdą cząstkę
ciała które ci zabrałam
Prochy wymiesza wiatr
w okolicach
Psiej Gwiazdy
podwójnej
jak nasza
rozszczepiona
na dwa ciała
dusza
2.10.2010.
Tadek był w Kedywie;
oficerki, bryczesy i wojskowy pas
jak metka na nim
przez całą okupację
Nadużywał uśmiechu
i przeczącego gestu palca
W wagonie „Nur fur Deutsche”
wymownie odchylał połę płaszcza
i z uśmiechem wpatrywał się
w pasażerów
Z solowych wypadów przynosił
dwie lub trzy parabelki
Werkschutzów i granatowych
rozbrajał w biały dzień
Laureat niezliczonej ilości
upomnień i nagan
W ’44 otwarło się dla niego
całe piekło Starówki,
Powiśla, Muranowa
wyniósł z niego dwie rany,
KW i VM
I jeszcze przyjaźń dozgonną
z rozbrojonym Niemcem
i zaoczny wyrok śmierci
w wolnej ojczyźnie
Na strychu w Kanadzie leżą
na zawsze nie rozpakowane
pamiątki ze starego kraju
Na Powązkach leży zbyt wielu
by zmieścić jeszcze jedno serce
- Wyprósz go na rodzinny grób –
powiedział głos w telefonie
- I co?
- I nic. Wyprószyłem.
1.08.2010.
Hello – is there anybody in there?
Just nod if you can hear me
Is there anyone home?..
(Pink Floyd, Comfortably Numb)
Nie mów jej że tu zdycham
niech sobie nie psuje zabawy
Jeszcze oddycham czasem
i własny śmiech nawet słyszę
choć trudno mi w to uwierzyć
Znieczulam się wódką i książką
w której wciąż kosmyk włosów
- tracę wtedy ciężar i pamięć
jak skazaniec opaskę z oczu
Wieczory to studnia bez wyjścia -
nad ranem widać z niej niebo
w kolorze jej zimnych oczu
i Wenus co mruga szyderczo
jak patronka spraw beznadziejnych
Szukam dna w mojej studni
gdy wreszcie tam dotrę
i spojrzę ostatni raz w górę
zobaczę na pewno jej oczy
wreszcie bez krzty nienawiści
i warkocz po którym bezpiecznie
będę mógł wspiąć się do nieba
20.07.2010.
Ten wiersz nie jest dla ciebie
jesteś zajęty umieraniem
w międzyczasie stygnie obiad
i ogień bez którego
tracę cień i równowagę
Diane milknie w pół słowa
i marnują się dźwięki fortepianu
przy których tańczy się
z policzkiem w kołnierzu
pachnącym orientalną tęsknotą
Burberry:
linia głowy – imbir, bergamotka, ty
linia serca – cedr, dzika róża, ty
linia podstawy – piżmo,
drzewo orientalne, ty
Umieraj sobie dalej
ja i tak będę cię nakłuwać
wierszami jak lalkę voodoo
nacierać olejkiem
suszyć włosami
aż kamień z linii twojego serca
zacznie pulsować oddechem
wróci tętno jasność myśli i głos
po którym będę mogła
wspiąć się aż na ramię
i zostać z policzkiem w kołnierzu
Na razie sobie umieraj
Ten wiersz i tak nie jest dla ciebie
31.08.2010.
Ugryzła mnie żmija twojej miłości
w szyję w ucho w dłoń
nie pomogły okłady z ironii i wierszy
a teraz za późno na detoks –
sączysz miłosny jad w żyły
paraliżujesz tęsknotą
od włosów po czubki
zdrętwiałych z niemocy
palców
Trzeba go szybko wyssać
nim zajmie mi cały krwiobieg –
na co czekasz?..
Niech to szlag
dla ręki w tym stanie
wprowadza się zakaz pisania
jest przecież skażona jadem
a zatem nie wie co czyni
jeśli się będzie upierać
trzeba zabrać jej pióro
i odciąć
a potem zatknąć na bramie
ku przestrodze żmijom i innym
niespodziewanym miłościom
3.08.2010.
“You are capable of such beautiful dreams.”
(Alien z filmu “Kontakt”)
Niech myślą, że juz coś wiedzą
Dajmy im się nacieszyć
tym zdjęciem sprzed lat,
chmurą pyłu i odkrytą precesją
Pozwólmy im się nawet domyślać
planet i szans na kontakt
niech pracują nad sobą
W każdy lipcowy wieczór
dajmy im spektakl na niebie
z udziałem Deneb i Altair
dla niepoznaki
Niech myślą, że to tylko dekoracja
specjalnie dla nich
Niech wątpią i tęsknią do końca
17.07.2010.
Jest bardzo dużo śmierci i dlatego tkliwość
dla warkoczy, spódnic kolorowych na wietrze
łódeczek papierowych nie trwalszych niż my sami.
(Czesław Miłosz)
Dzień jak prezent
bez skazy
nie podszyty rozpaczą
Persefona znów na powierzchni
lwie paszcze różowieją sielsko
wśród skał jak sukienka
po ukochanej kobiecie
Siedzimy na ganku willi Berghof
„Pod tym wiekowym cisem
leżą prochy pierwszego właściciela”
objaśnia uprzejmie gospodarz
uśmiecham się
dopijam colę
bez lodu i bez krzyku
„Berghof jak rezydencja Fuhrera w Alpach”
dodaje ktoś od niechcenia
Żadnego grzmotu znienacka
złowieszczego pomruku spod ziemi
nic z tych rzeczy
pejzaż promienieje beztrosko
jakby miał nigdy nie zniknąć
Wróble ćwierkają
ktoś kosi trawę
lwia paszcza Hadesu czeka
Willa Berghof, Zachełmie, 9.07.2010.
Januszkowi S.
Stara hipiska wędruje przez park
cystersów w Henrykowie
Słońce odbija się w jej długich włosach
białych jak masa perłowa
Na karku siódmy krzyżyk
i wciąż koraliki
Siada przy Altanie Opata
bo to łąka która najbardziej
przypomina jej Woodstock,
przy niej ośliczka jak ta
przed bramą Jerusalem,
gdzie hipisi, poeci i wszyscy
przyszli święci śpiewali
z jankeskim akcentem
„Ho-sannah, hey-sannah”
Hipiska mruży oczy w słońcu
liczy ile lat teraz mialaby "Perła",
w uszach wciąż brzmią jej „Mamas and Papas”
i choć wnuki z San Francisco
nie mają pojęcia o czym mówi
ona uparcie wpina kwiaty we włosy
i idzie po trawie tak,
by nie zgnieść ani źdźbla
2.05.2009.
O bogach i kamieniach wiem,
że mi zazdroszczą
Ich doskonałość nie dorasta mi
do pięty achillesowej,
moje struny głosowe
grają Apollinowi na nerwach,
a ze skręconej wątroby
nawet w Delfach
nic nie mogą odczytać –
po prostu zero przekazu
poza jednym:
więdnę, psuję się, mijam
niepowetowanie i nieodwołalnie
i choćby sam Zeus
chciał mnie uratować
nie da rady –
w świecie więdnących kwiatów
jest zwykłym barbarzyńcą w ogrodzie
O bogach i kamieniach wiem,
że trzeba im współczuć –
oni sami przecież tego nie potrafią
4.09.2008.
Tu listopad przenika skórę
wszystkimi odcieniami szarości
wilgoć kapie ze świętych figur
jak ze ścian neolitycznej groty
deszcz zacina od strony Hradczan
i spada brudną rtęcią w muł rzeki
mgła zwisa strzępami z gałęzi
aż święci tulą się pod kapotami
Dobry łotr trzyma wartę przy krzyżu
... tylko ja niepostrzeżenie
zeskakuję na bruk śliski jak skorupy ślimaków
i odchodzę w stronę starówki
W "Zlatej Studni" jest ogień na kominku
i piwo a poza tym
i tak już mi nic nie pomoże
skoro nie poprosiłem o skrawek nieba
gdy tak staliśmy
krzyż w krzyż
obok siebie
Jeżeli opuszczą mnie moje diabły,
obawiam się, że ulecą z nimi moje anioły.
R.M.Rilke
Nie patrz tak na mnie natarczywie
nie oddam ci ani jednego grzechu
i nie chcę by ode mnie odeszło
siedem moich złych duchów –
każdy z nich to bliski przyjaciel
prawdziwy anioł stróż
w rozterkach zawsze przy mnie
w upadkach niezawodny
w rozpaczy niezastąpiony
Gdy wychodzę z mojej jaskini
okrywam się szczelniej włosami
- ich blask oślepia anioły
co przychodzą z wodą i chlebem
i wodzą na pokuszenie swoim
androgynicznym pięknem
Za każdym razem pytają
czy łaska już na mnie spłynęła
lecz ja wciąż nie jestem gotowa
i wybieram pocałunek mężczyzny
przy którym zapiera mi dech
- oddychaj – mówi mój anioł
- oddychaj – powtarza mój demon
23.07.2010.
*drewniana figura Marii Magdaleny z 1400r. przedstawia kobietę
o oczach Meryl Streep, okrytą płaszczem z włosów.
Całował tajemnicę w same usta
i wcale nie chciał
by opowiedziała mu więcej o sobie
więc całował ją coraz namiętniej
jakby chciał dotrzeć na dno jeziora
w którym dawno temu zatonął
miecz króla Artura
i nie widział że ona także tonie
coraz głębiej w sobie,
w nocy i w nim
i było to jak nocny połów ryb
w jeziorze, którym można
dopłynąć do Avalon
Podgórzyn, 26.10.1994.
Dla Elżbiety
... i pojedziemy na kawę do Delft
wczesnym rankiem, gdy niebo
ma czyste kolory z płócien Mistrza Jana,
a jego kobiety hałasują wiadrami
i otwierają zakurzone, witrażowe okna.
Będziemy pić kawę z widokiem na przystań,
odstawiać z lekkim drżeniem kruchą porcelanę
w błękitne ptaki sprzed trzech wieków,
aż cień odejdzie spod kamieniczek
i tylko koty będą wygrzewać się na bruku
od czasu do czasu zerkając z niepokojem
w miejsce, w którym nic nie ma
poza przelotnym błyskiem słońca,
jakby odbitym w kolczyku z perłą..,
17.01.2006.
Wracaj do domu, chłopcze
i powiedz swemu panu
że Betulia jest
nie do zdobycia jak ja
Powiedz mu, że na wojnę
nie należy wysyłać młokosów
podatnych na wino i kobiety
są rzeczy ważniejsze miż żądza
ale ta wiedza już nie dla ciebie
Niech twój pan ozdobi stół
twoją głową i pyta ją ilekroć
zechce siać śmierć w imię Jahwe
Nie spuszczaj go z oczu
do końca jego dni
Niech twój martwy wzrok
będzie mu odpowiedzią
Kiedy ugotuje wszystkie zupy świata
i upiecze ostatnie
ciasto z rabarbarem
przygwoździ do drzwi lodówki
ochłapy kotletów
rybie ości zamieni w harpun
a wszystkie kapsle i korki
wystrzeli w stratosferę –
wytłucze wszystkie okna
i odleci przed podaniem kolacji
bezczelnie
bez namysłu
i lęku wysokości –
komu kciuk w dól pokaże
jej osobisty neron
gdy lwy już uciekną
a popiół po krzyżu
dogaśnie w kominku –
Eunice zamiast żył otwiera drzwi i odchodzi
to takie proste
prostsze niż sztylet u szyi
i sieć która spada
z ramion jak strach
przed lataniem
2.07.2010.
Ewa Parma, ur.1961.
Anglistka, poetka, wielbicielka karkonoskich szlaków, rocka i poezji Czesława Miłosza.
Uważa, że bycie poetą jest jak bycie alkoholikiem: jest się nim zawsze, nawet jeśli się nie pisze - do chwili, gdy znów przychodzi ta przemożna ochota, by skrobnąć, bo przecież kto nie pisze - nie żyje... Debiutowała w roku 1987 w "Tak i Nie". Publikowała wiersze, prozę, eseje i tłumaczenia poezji amerykańskiej m.in. w Ăa"Poezji", "Literaturze", "Czasie Kultury", "Śląsku", "Młodej Sztuce" i w antologii młodej poezji dolnośląskiej "Imiona istnienia". Jej wiersze przetłumaczone na język angielski znalazły się w kilku amerykańskich magazynach literackich. Wydała tomik "Tylko dla modliszek".W przygotowaniu kolejny tomik wierszy.
© Copyright by Ewa Parma