poezja.exe.pl - Jerzy Pasisz


poezja
STAT4U

stat4u

wiersze



Biały szum

Gdy zamknąłem oczy
zacząłem uciekać
w pustkę
w siebie

wtedy pogładziłaś mnie po twarzy
i zapytałaś co widzę
a ja
i tak nie widziałem nic więcej niż nic
powiedziałem więc
że białe prześcieradło
łopoczące na tle białego nieba

to wszystko co mogłem dla niej zobaczyć


Przystań do mnie przypłynęła

Nad stolikiem z kawą myślę o śnie ostatniej nocy:
o wielkim ptaku (nielocie), smutnym, przytulonym do gładkiego kaktusa
o intensywnie zielonym kolorze
ten ptak osowiały (nie sowa)
w zasępiony kaktus się schował
obudziłem się, nie wiem, co miało być dalej -
a tu pani znad swojego kubka
chwyta moje spojrzenie zza stolików
i oczami już wkrada się w sny
to tak, jakby przystań do mnie przypłynęła
to tak, jakby niebo pachniało błękitem
z kanapy patrzę na panią
przez palce zanurzone w kubkach
przez lądy blatów
przez las nóg stołowych
przedzierają się moje oczy
wyraźnie do pani mówią: jutro, tutaj, o tej samej porze, przy kawie -
ale jeszcze zatańczę na stoliku charlestona
by jasno wyrazić: że w tym samym miejscu, o tej samej porze
na pewno
na zawsze


Ślad

gdy urodzisz dziecko
daj mu imię drzewa
wpisz w pamięć
silniej niż bliznę na korze
moje imię lub
to czym chciałem być


a gdy dziecko urodzisz
nie moje
imię drzewa daj mu
na drugie
niech się wspierają
o siebie
mnie wystarczy ich cień


IRC (Czat)

w cztery oczy
przez palce
monitory
w moich oczach
twoje
o
czy
tam
ja?
czytam ciebie
a ty u mnie
echem palców


Odejdzie

on lub ona
a wtedy
fotel nabierze powietrza
w swoje wysiedziane płuca
kanapa z ulgą odetchnie
poduszki się wyprężą
a drzwi rozdziawią usta

odejdzie
i zburzy dom
eksplozją ciszy


Ognisko

Śnieg zaczął padać gdy
chmury podziurawił samolot
w zawierusze szybowały świetliste okienka
i oczy pasażerów
ściągnięte ciepłem i płomieniem świecy na stole
zaglądały nam do domu
witajcie witajcie witajcie
tu gdzie śliwki dżemują w słoikach
i osioł czasem zaryczy w lodówce
zapraszam na chleb domowy
upiekę go w nieużywanej jeszcze kuchence
tylko nie zbliżać się łakomie
nie krążyć nad świecą
(zbiorniki z paliwem pod skrzydłem!)
nie lądować gwałtownie
oszczędźcie moją głowę
i dach nad nią


Po słonecznej stronie ulicy

idzie
   człowiek
         z popiołem na twarzy
         w kapeluszu przyprószonym siwizną

mija
 odrapane kamienice

uśmiecha się
   do popielatych gołębi
   do kurzu chodnika
   do popękanych tynków
   do pajęczyn w oknach
   do matowych szyb
         wypędzających światło z mieszkań

przechodzi obok
   szarego kota
       wylegującego się w słońcu
   i kobiety siedzącej
        na kamiennych schodach
                wyrzeźbionych w kurzu

kłania się
unosi kapelusz
i wysypuje na siebie
   nową warstwę popiołu


* * *

Za polem
elektromagnetycznym
jest miedza
elektromagnetyczna
takie stwory tam żyją
co nie śmieją się: hahaha
ani: hehe czy hihi
lecz: od3d4t lub nyfnyf
czy też: fodffodf


Malinowy chruśniak zaorany

Na polu ziemniaczanym, by zdążyć przed zmrokiem,
Z motykami u dłoni, przez długie godziny
Kopaliśmy ukryte kartofli rodziny.
Nogi miałaś do kolan zbrukane ich sokiem.

A traktor huczał basem jakby straszył krowy,
Rdzawe rury na słońcu zagrzał silnik chory,
Przyczepa na ziemniaki stała u obory.
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś zwierz domowy.

Dusza wyła gdyś bulwy z werwą wyrywała,
A dech nasz jeszcze bardziej narastał w rozmachu,
Gdyś na dłoni podawał, otrzepując z piachu
Kartofle przepojone wonią twego ciała.

I stały się kartofle narzędziem pieszczoty,
Tej pierwszej, tej zdziwionej, której z prostej racji
Nie zaznasz przy swym stole, ani w restauracji.
I chcesz wziąć znów dokładkę dla własnej ochoty.

I nie wiem jak się stało, w którym to już rządku,
Kiedyś dotknęła dłonią spoconego czoła.
Wyrwałeś badyle - spaliłam, w porządku.
A pole ziemniaczane wciąż trwało dokoła


© Copyright by Jerzy Pasisz

 



AKTUALIZACJA