Drzewa powariowały
Poplątały włosy
Pogubiły pajęczynowe rajstopy
i powtarzają proste błędy
lakierowanych brzóz i sosen
A później beznadziejnie
załamują gałęzie.
Falująca
rozchyla bezwstydnie jałowce
i popisuje się
ramiączkami wygłodzonych ścieżek
Kiedy podbiegam
zdyszana w fałszywym oburzeniu
Udaje podlotka
w niewinnej sukience
haftowanej dyskretnym świetlikiem
Wyjmuję z siebie
kolejny wiersz
pełna zdziwienia
ile ich wyrosło tej nocy
Ostro poczynają sobie
jak na uczucia
związane
węzłem niemożności.
Cukrowy świat
Zamiast trawy
biały brokat
Na niebie
lizak w srebrnej folii
W powietrzu
brylantowy pył
Księżyc
rozdzwonił się wieczorem
Rozedrgany
zawirował w powietrzu
i pokrył wszystko
marzeniami o pięknie
do codziennego użytku
Dawniej biegłabym
do Ciebie
Skrzydłami
W szybowaniu
pulsując
Równą Niebu Radością
Zakończyłbym lot
piach zgarniając pod Twoimi stopami
Miłością
Umieram powoli
wraz z nadzieją
która kona
niepodtrzymywana
litościwą ręką
Żal
jak
kukułczy podrzutek
Wypycha uczucia
Dawniej
mogło być tak
jakby Ziemia
była nasza
Uschły mi piersi
jak matce z Nairobi
i rażę brakiem obycia
Miękki bębenek
noszę przed sobą
Wybijam na nim
melodię bez życia
Trudno mi uwierzyć
że wbiegałam po schodach
rozrywając ramionami
falującą radość
Po to by
odłożyć na półkę
łabędzia na czerwonych kołach
albo zielonego zajączka.
Najtrudniej znieść
Tylko pierwszą
myśl
Wszystko
i tak
stoczą minuty
kropla
za
kroplą
masakrujące twarz
i wypalające serce
Wystarczy odsunąć doniczki,
kwiaty tu nic nie zawiniły,
zgiąć kolana przed parapetem
w ostatnim akcie pokory
i sennie poszybować w spokój.
© Copyright by Joanna Irena Józefczyk