trzeba poruszyć sumienie heretyka
pomyślała
przeciwstawiając swoje perspektywy
małości (albo innym punktom widzenia)
włosy w kolorze granatu od niedawna
zasłaniały cię tak doskonale
że stawałaś na wysokości wszystkich zadań
i to bez drżenia rąk
podnosisz do ust filiżankę
jesteś zbyt perfekcyjna
zbyt biała
żebyś była naprawdę
mogę schować się jeszcze za tym dymem
za dłonią zajętą papierosem i zmiętą serwetką
nie zauważać tego spojrzenia - myślałam
nie wierzyć w ten głos wyraźniejszy
niż wszystkie inne wokół głosy
drzew deszczu tramwaju tamtych ludzi
gdybyś mogła wiedzieć jak się boję
(chowam się a jednak czuję
przezroczystość filiżanki)
boję się wszystkich wymagań
i tego koloru od niedawna i głosów
ciebie też ale tylko czasem
kiedy jesteś taka prawdziwa
w pociągach i przeznaczeniach czas dzieje się inaczej
uliczny sprzątacz wydłubuje ślady spomiędzy
kolorowych kostek
dziewczyna co kolorową sukienką okryła wszystkie piegi
stawiając stopy w sandałach na schodach tramwaju
uśmiech do taksówkarza
sznurki z bielizną rozpostartą niby żagle na masztach mieszkań
bocianie gniazda z których sygnał wprost do innych światów
zamkniętych w calowych pudełkach
i lekkość morskich fal jak niepoukładane pachnące słoną wodą firanki
dziewczyna przysunęła włosy do brudnej szyby
lekko oparła o kolano łokieć
w tych dwóch załamkach siebie odnalazła drogi po których
tramwaje nigdy nie jadą do nikąd
sukienkę zakłada całkiem inną
pod wycieraczką w sosnowe igliwie zamyka klucz
niepotrzebny
chciałaby jeszcze raz ten uśmiech sprzed dwóch dni
a taksówkarz jeździ po niebieskich asfaltach
od końca
do początku
do uśmiechu.
dwunastu świetych zasiadło na dachu
o kolorze bez znaczenia
przezroczystymi palcami poprawili aureole
rozłożyli na dachówkach talię kart
wielkie arkana - głupiec - świat
w jasnej pościeli poniżej
działo się pożegnanie
wielkie arkana
zachmurzyła się noc oparami cygar
ciężkim zapachem szkockiej whisky
nawet nie rozszczekały się psy
gdy święty wpinał następną pinezkę
w nieboskłon granatowy
rozplątawszy się z długich szat
okopconych ciepłym kominowym dymem
odlecieli święci przed świtem
zapomnieli rozłożyć skrzydeł
zmęczonym stopom można wmówić wszystko
kamienną drogę na szczyt
marność zostawić nisko przez jarzębiny widzieć
można
nie słyszeć ptaków wysoko
tylko krok krok tylko o kamień
na którym tysiące już odbitych istnień
jak mnie poznałeś przechodniu
co ciemne chmury z dalekich wiejesz miast
co w niebo granatowe na zimne słońca podnosisz spojrzenia
pułapem gęstej mgły wyznaczysz przestrzeń jesieni
nie można wyżej
tak lepiej
jak mnie poznałeś przechodniu
tak gorzej
niepotrzebnie
ulica Codzienna
zaułek miasta zbłąkany
przeszłaś tysiące kilometrów
a okna takie same
bruk niewygodny
niezmiennie
i liście okiennych kwiatów
zielone
tylko kobiety w co raz innych spódnicach
i coraz mniejszych uśmiechach
a jednak...
na skrzyżowaniu z Tymczasową
idziesz prosto
lubię gdy jesteś w czerwcowy wieczór
leciutko rozproszony
i całą swoją nieobecność zamieniasz w słowa
przez chwilę tylko miękkim dreszczem
odczuwam twoją bliskość
niechcący niby
niby przypadkiem
dotykasz mojej ciepłej skóry
rozmowy do bladego świtu
wiem że banalnie
już setny raz wracamy wiedząc
że całą noc milczeliśmy
o tym samym
przychodził do mnie nieczęsto
częściej nawet niż był
nie tęsknił nie pragnął nie kochał
był tak szybko zazwyczaj zwyczajnie
na krótko na chwilę po prostu
zostawał na trochę zapomniał
nie wierzył że wiem że na zawsze
dopóki moja skóra
nie zbladła boleśnie
pozwalam płakać niebieskim oczom
ciepłe opuszki palców
przyciskam do lustra
żeby udowodnić sobie życie
w niezdarnej ciszy słucham
rytmicznych uderzeń
dając ci szansę
jeszcze
możesz mnie zranić
trzydziestą świeczkę zdmuchnie wiatr
co czasem tylko schodzi z piętra w cisie
tortem cię nie przywitam
jak to jest obchodzić urodziny
kiedy się nie jest
tutaj jest pierwszy wrzesień
obchodzę twoje urodziny
... lubię wszystkie swoje imiona - dlatego.
Urodziłam się w znaku Raka.
Mieszkam w Częstochowie. Jestem samotniczką z
wyboru, albo z lenistwa jak kto woli.
Nie bywam - bo najczęściej wolę nie.
Nie zapraszam - bo ciągle mam nieład wokół siebie.
Marzę, żeby nauczyć się systematyczności.
Jestem różna. W zależności od.
Wierzę w przeznaczenie i siłę ludzkiej podświadomości.
Dla swoich wierszy nie szukam ani usprawiedliwień ani przyczyn.
© Copyright by Jolanta Maria Marta Bieniek