Marca! Ty wariatko!-
Zza rogu Ogarnej,
zza spożywczaka.
Nie lubią jej chłopcy.
Podrapane kolana,
poplamione piórem ręce
i książki pod pachą.
A leci jak strzała
wysłana w stronę wroga
mierzyć się z dniem słonecznym
co znów jej ulegnie.
Marca! Ty wariatko!
Niepowstrzymane twoje gesty
sięgają głębiej, pod jego skórę na głowie
i dreszczem spadają wzdłuż tułowia.
Niechby jej kilka słów,
rzucone z wiatrem spojrzenie
wolne od przywiązania do tego świata...
Marca! Gdzie ja znajdę drugą taką,
co wymyka mi się z rąk jak marcowy deszcz,
spod troskliwej opieki moich oczu,
ze splotu moich sznurowadeł...
Obietnica nieba między dwoma czarnymi warkoczami...
ona nie widzi ale wie
jak co rano bierze prysznic
wyciera starannie odważne myśli
a potem składa je na stos
zamyślenie ma smak kawy
białe opary ponad stołem
zdmuchuje lekko jakby
odsuwała firanki
właściwie to Marcjanna
nie wie nawet co wie
wszystko staje się jasne
dopiero wtedy gdy się staje
a nie mówiłem
mówi jej wtedy przeznaczenie
żeby przed wszystkim uciec
musiałaby by chyba wiecznie spać
Marcjanna
boi się bywać z poezją sam na sam
ta chce od niej takich rzeczy, że...
zatrzymuje ją na środku jezdni
każe dłonie moczyć w kałuży
patrzeć prosto w oczy gwiazdom
potem ciągnie ją w śnieg i deszcz
w uliczki ciemne poprzekłuwane
światłem kocich oczu
Marcjanna boi się poezji
bo ta chce wciąż więcej i więcej
zeszłego roku oddała jej swoje dziecko
to które się jeszcze nie urodziło
i poświęciła jej nowy artykuł
miał być o atomach ale nie był
w ogóle nie był
nie zmieścił się
na pogryzdanych piórem kartkach
Marcjanna boi się kiedy przychodzi zmrok
bo poezja szepcze jej że jest wielką artystką
ona dobrze wie że to nieprawda
wielcy poeci umieją umierać
na wielu stronach jednocześnie
kiedy stają się już ich nie ma
a Marcjanna jest
i boi się zasypiać z poezją
zbierała ich do torby
układała w sztaple i stosy
pod pachą mieściło się trzech
i jeden gruby
cóż oni sobie w ogóle myślą?
że znają wzór na piernik?
albo przepis na strój krasnalka?
dostała na nich alergii
żółkli kurzyli się kurczyli
dopiero kiedy rozkładała ich do A4
odzyskiwali głos
ustawiała ich w równe rządki
żeby łatwo było czytać tytuły
głaskała ściereczką
pieściła wzrokiem
kiedy nadchodziła noc
wybierała tylko jednego
z tysiąca a niech ją!
dla jej czułości wydali się całkiem
od samego ranka do późnego wieczora
trwają poszukiwania
klucz od poddasza wełniana rękawiczka
niecierpliwość zderza się z lustrem w przedpokoju
rozkładane po mieszkaniu obrazki
ostatnio widzianych przedmiotów
coraz bardziej rozmazane
poddani! padnijcie na kolana
bo u podnóżków waszych
w szczelinie między fotelami
znajdziecie haftkę od sukienki
dwa eurocenty i zagubiony
przed rokiem pilot do wieży
porządek nie może się rozgościć
wśród książek i poduszek
Marcjanna szuka kawałka
zagubionej siebie
nie zna jej wcale nie wyliczy ulubionych dań ani
koncertów w parku miejskim w majowe noce co
nie miały końca aż po blady świt
nie zna wieczorów w oparach zamyślenia wśród
niemowlęcych śpiochów nad książką poppera
z zagiętym rogiem i plamą kawy
nie widział jak śpi czy śpiewa
nie płakał z nią kiedy
odchodził rankiem
ale przysiągłby pozna
jej smak końcem
języka
mówi niedużo acz mądrze
do słów podaje przykłady
wnioski wynosi do kuchni
i miesza nimi spaghetti
kiedy rozchlapuje na podłogę
nie są to łzy na pewno nie są
myje i wyciera długo dłonie
układa talerze na wznak
wszystko ma swoje miejsce
chociaż nie każda to rozumie
niektóre przekraczają pojęcie
Marcjanna lubi mówić do rzeczy
J a M a r c j a n n a S e l e r
Posiadam dynamicznie przydzielane IQ
Jestem blondynką przyuczaną do zawodu
Po każdej przerwie na kawę stąd moja biegłość
* nikt nie wie czemu miałam farta z tym grantem
Jestem prosta w obsłudze plus dwa lata gwarancji
* alergię mam tylko sezonowo i okazjonalnie
Z poliestrowym wypełnieniem w szczelnych objęciach
Zajmuję ponadto mało miejsca, tzn. ja i mój laptop
W życiu osobistym nacechowana jestem
Aparycją, dyskrecją i wykształceniem
Regularnie czytuję literaturę fachową
I sporządzam notatki dla zaufanych kolegów
Odniosłam kilka publikacji * niepotrzebne skreślić
Ja Marcjanna Seler zapytuję
Czy nie znalazła by się dla mnie jakaś praca
* Niechby już w dziale męskim
Bo strasznie jestem zmotywowana
świt! świt! świt! świt! świt!
- mały ptak na gałęzi
woła mnie do okna
w ciszy ogrodu
zamyślam się o tobie
strzelają pąki
wkładasz usta
w wilgotny kwiat lotosu
niczym motyl
różowy wschód
słońce barwi policzki
szarych ludzi
w wiosennym słońcu
schylone nad kałużą
miejskie wieżowce
wodzisz wzrokiem
rozlane akwarele
na jej sukience
mięciutkie włosy
unosisz dłonią do ust
zapach kobiety
chłodny poranek
policzek przy policzku
dziś nie wstajemy
rozmowa z nim
bawię się kamieniem
sam chłód
kapie do zlewu
w każdej kropli
cały świat
Lena Pelowska, Gdańsk
Pisze od wielu lat, dla przyjemności i z potrzeby serca,
z których to powodów mało co nadaje się do druku.
Czasem jednak udaje się coś wybrać. Czyta, fotografuje.
Wiersze o Marcjannie znalazły się w gdańskiej antologii
"Rękopisy z szuflady" a także w następnej pt. "Drugi brzeg".
Kilka jej haiku pojawiło się również w krakowskim
"Wierszowisku" pod red. Józefa Barana.
Z całą stanowczością twierdzi, że poezja jest kobietą.
© Copyright by Lena Pelowska