poezja.exe.pl - Mirka Szychowiak


Mirka Szychowiak
STAT4U

stat4u

wiersze



Do dna

Słyszała: bądź. Żadnej podpowiedzi.
Potem zniknął, a może w ogóle
go nie było. Kobieta i głosy, masa
dźwięków – światła dla niewidomych.

Odwołane lekcje, a coś trzeba umieć,
żeby się przebić przez tę czerń
i dotknąć rzeczy, które nie popłyną.


Cięcie

Lądowanie awaryjne w niczyim miejscu.
Zapomniane tory, pociągi odeszły.
Życie toczy się w blokowiskach podkładów,
w mikroskopijnych kawalerkach dla korników.
Na poboczach przerośnięte badyle, jeżyny,
odwodniony mech. Krajobraz z ograniczoną
pojemnością.W takim miejscu krew dzikich
kobiet rwąca, ale rozkłada się spokojniej.


Kłąb

Znów prócz pary z ust, puściło wszystko,
stłuczone nadgarstki i wybite okna.
Słowa straciły przytomność, więc milczę,
mszcząc się na przedmiotach, które są niewinne.

Mam tylko głos, połknięty język, zamknięte usta.
Nie będzie jak w niemym kinie,
postarają się, żebyś usłyszała, bo wiedzą,
że pękniesz i będą mieli rację.

To moja wina, nie wiem jeszcze, jak wielka.


Obok

Szum w korytarzach żył, wokół plantacje
ścięgien; ciało zapięte na ostatni guzik
nie pozwala zobaczyć, co się w sobie dzieje.
Żyje się z tym ciałem razem i osobno,
pod jednym nazwiskiem, przeważnie milcząc.

Jakie są zwyczaje tego, co masz w środku,
czy śpicie razem, czy jedno z was czuwa,
pilnuje tętna, ciepła i oddechu?

To żywe w żywym, bliskie i nieznane;
czasem ktoś musi tam wejść i się rządzi,
ogląda z bliska, dotyka i łamie, a ty
nawet nie wiesz – kogo bardziej boli.

Tylko głowa wydaje się wspólna
i jedna jest krew, wylana jak rzeka.
Do reszty daleko, choć tuż, tuż pod skórą
– szafa pancerna z zardzewiałym zamkiem.


Mniej, więcej

Kończy się pole, szkoda. Ziemia
łagodnie kłuje, gdy ma powód,
ale zawsze jest w tym jakaś miękkość.

Zapadam się ostatni raz i idę tam,
gdzie wszystko dzieje się głośno
i będę świadkiem w cudzych sprawach,
może ktoś powie – świadectwem;
to mnie przerasta, wybija z tempa.

Tą drogą ktoś szedł niedawno, kamienie
są poruszone. Przysiądę, trochę ciepła
zostawię, wyżłobię w nich swoje strzałki.


Otwarte

Stoi za drzwiami i czeka;
nigdy nie otwieram telegramów
o śmierci. Niech to wszystko
dzieje się z drugiej strony.

Nie otwieram, bo tam jest tylko
kilka linijek prawdy. Poza milczeniem
prawie nic się nie zgadza.

Może tylko, że okno i na szczęście
parter. Taka przepaść to dla mnie nic.


Do ucha

Nie na te brzegi idzie wielka fala – w czasach, gdy małe
wody gonią się jak wściekłe. Wpuszczeni w kanał szukają
uskoku, a ja nie umiem pływać, więc spokojnie tonę.
Nasza droga planeta cierpi na depresję, dlatego szuka
wsparcia wśród najbliższych krewnych – jest tylko małe ale:
nikt się nie chce przyznać, że coś go łączy z tą kupą
nieszczęścia. Mogłabym spróbować, ale właśnie tonę
– wyjścia nie widzę, bo jest z innej strony i nim utonę,
muszę dopłynąć i postanowić – czy osiąść na dnie
czy dać się wypluć fali i coś uratować. I bądź tu mądra
i nie bądź frajerką, kobieto z dziurą w głowie i blizną na krzyżu.

Skończyłam, możecie odejść. Nie zostawiajcie klucza, bo jeszcze
coś otworzę i jeszcze gdzieś pójdę i komuś opowiem, o tym,
jak się tonie, a potem żyje w tych najgłębszych dziurach
i jak się traci oddech, choć oddychać trzeba. Idźcie. Ale wracajcie.


Dzień spuchlaka

Przychodzi bez zapowiedzi, żadnych znaków
przyczyny. Powiedzmy – budzę się,
noc bez zobowiązań, sen przyrodniczy.

Ledwo oko zaczyna łykać światło,
a już myślę – o czym tu dzisiaj popłakać?
I wszystko będzie się tak smarkać
do wieczora.

W tym stanie, mogę najwyżej wzmacniać
ceremonie pogrzebowe albo wchodzić w duo
lamento
, ze świeżo rozwiedzioną sąsiadką.

W takie spuchnięte dni, lepiej nie wypływać
na szerokie wody. Kiedy przestanę padać,
poczekam na słońce.


Kąt najprostszy

Płochliwa, nieufna jak królik; takie
kobiety widzi się do pierwszego
rzędu - dalej już tylko domysły.

W kąty świat dociera pocięty na kawałki,
jest jak w małym sklepie kolonialnym
- mydło i powidło, w zasięgu wzroku
wszystko, czego potrzebujesz, na co cię stać.

Reszta okoliczości życiowych streści się
sama, ulotni. Zostaniesz przy swoim, bez
żalu, że znowu gdzieś nie zdążysz uciec.


Nic mnie tu nie trzyma

Co nie zdążyło schować się pod ziemią,
zwęglone i martwe klei się do rąk. Kto
poczuł aż taki wstręt, że podpalił, widząc,
jak to się rozpędza, otwiera oczy, chce żyć?

To już nie moja ziemia, to pusty dom
z zapadającą się podłogą. Niebo osiwiało,
słyszę, jak krztusi się od dymu. Oszalałam?

To, na co patrzę, jest prawdziwe,
samo się nie wymyśliło, nie spaliło.

Czy ktoś zna takie miejsce, pominięte
w spisach, gdzie ogień najpierw grzeje?
To nie musi być ziemia, jest mi
wszystko jedno. Nic mnie tu nie trzyma.


Pisk

Ubywa wody, dni coraz bardziej śmiertelne,
krajobrazy płaczą samotnie. Kto będzie szczepił
i rozsiewał tę moc, zbierał krople, czemu nie ja?
Niczego nie można podzielić na pół, nic już nie chce
być całe i żywe. Co było moje, ktoś zabrał bez pytania.
Rzeczy znalezione, tylko to teraz mam. Wysuszony
pejzaż, puste rzeki i kilka wystraszonych ptaków
z objawami choroby sierocej. Jesteśmy tacy
niepodobni do wszystkiego, co kocham.


Spirala

Kręci się w głowie, w białej sukience, kręci się karuzela

Dni wyrwane z rąk, przybywa długich nocy.
Leży we krwi i boi się, że wypływa z niej ostatni
raz. Jeszcze znajoma płeć wsiąka w białe płótno.
Patrzy zdziwiona na tę jatkę, dotykając plam.

Z której rany do mnie płyniesz, że nie boli?

Przerosło cię niemal wszystko: puls zwalnia
tempo, oczy wolą ciemność, ręce spokój.
Nie ma ran i nie czuć bólu – skąd ten zapach
palonego ciała? W powietrzu czerwone iskry.

Nie myśl o tym, co wybrać.
Między drzewa wejdź i zaczekaj.


Usprawiedliwienie na piśmie

Dom, jak budynek sądu – wyniosły
i zimny. Oczy świętych wędrują
za mną, są wszędzie.

Muzeum grzechu, pokoje występne;
na ścianie, w grubych ramach
święta rada przysięgłych – zgodnie
nie miewa żadnych wątpliwości.

Zostawcie mnie samą w pokoju
– nie całkiem świętą, trochę złą.
Napoczętą jak paczka ciastek,
słodką i gorzką, nigdy nie gotową.


Wtedy tak

Pustynia i słońce rozlane jak rzeka
– ani zebrać, ani wygasić.
Muszę stąd odejść, tylko dokąd?

Są zapachy i głosy, własne zasilanie
i wciąż nieodgadniona struktura ciała.
Pogaś światła, zaczekaj, aż wrócę.

Jak będę wypalonym znakiem,
zaświeć mnie.


Wymiotło

Otwieram cię bez znieczulenia, święta kupo
mięsa, brzuchu nienażarty. Co tutaj mamy?

Trzy drgające pagórki poza gatunkiem, cudze
myśli zbite w grudki tłuszczu, kości bez szpiku,
mętne wody.To wygląda gorzej, niż w książkach.

W głowie się nie mieści taki rozpad, taki rozkład.


Podszepty

Pozabijało się coś we mnie. Dowodów nie brakuje,
ale kto się tym zajmie? Kiedyś moje mgły były
gęste, nie wiedziałam wszystkiego, świat się urządził
trochę dalej. Dzisiaj tyle granic ociera się o mnie:
chodź do nas, popatrz nie z tej ziemi .

Właściwie – kto to mówi, o kim? Ile mam czasu, ile?


Pyłkiem

Zabrali spadochrony, spuścili paliwo – to litość
czy z miłości? Mam dwa wyjścia: spaść albo spadać.
Nawigacja wygłusza esoesy, zresztą, czy ja prosiłam
o wsparcie? Myszołów krąży obok, patrzy łakomie,
ale nie jestem w jego typie, szkoda. Tutaj czas
spieszy się inaczej. Ciekawe, dla kogo pracuje?
Sytuacja mnie przerosła, za dużo ważę, za wolno
myślę, jak na przedstawicielkę dzikiego ptactwa.
Trójca udaje, że ma właśnie sjestę, ale ta nieważkość
nie jest przypadkowa – widocznie dobrze mi
w niebieskim, jak w tym ubranku do chrztu.


Zawiesina

Świat mi się zasiedział, zmarkotniał.
Wciąż trzyma fason, ale tylko lśni.
Ludzie nieruchomieją. Popchniesz,
a upadną. Chce się rozerwać ten spokój,
wyjść z czymś niegroźnie przerażającym.
Śpiące dni stygną, odwadnia się wszystko.

Czekam, aż noc się włamie i mną
potrząśnie, porwie w jakiś zgiełk.


Szaberplac

Dwie nieruchomości wystawione
na sprzedaż, wolnostąjące, bez gruntu.

Zostały tylko usta, z których można
coś odczytać – reszta niczyja.

Na podłodze sterty rzeczy,
w nas kompletna poniewierka.

Pamięć bym oddała komuś, kto
zapomniał – za głos, który usłyszę.


Mirka Szychowiak

Mirka Szychowiak – finalistka Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina, Publikacje w Obrzeżach, Nowej Okolicy Poetów, Undergrunt, w Cegle, Trumlu, Arteriach, Arkadii. II nagroda w Ogólnopolskim Konkursie im. C. K. Norwida, I nagroda na I Ogólnopolskiej Biesiadzie Poetyckiej w Świdnicy, I i III m. W OKP “Krajobrazy słowa”. We wrześniu 2006 roku ukazał się jej debiutancki tomik Człap story. W 2010 roku zostały wydane dwa tomiki poetyckie autorki: “Jeszcze się tu pokręcę” (nominacja do Nagrody Luterackiej Nike 2011), nakładem Instytutu Mikołowskiego oraz “Proszę nie płakać” –książkę wydaną przez SAPiK w Szczecinku (jako główną nagrodę w OKP “Malowanie słowem”. Wiersze autorki znalazły się także w dwujęzycznej antologii “Free over blood” wydanej w październiku przez Off_Press i Zeszyty Literackie. Mirka Szychowiak mieszka w Księżycach pod Wrocławiem.


© Copyright by Mirka Szychowiak

 



AKTUALIZACJA