(a żeby tak mrugnięciem
mrugnięciem zabić tego dziwkę wróbla
i żeby tak
i żeby tak nic z niego nie zostało
i żadnej kukułki)
Pedro Almodovar zakłada czerwone lakierki
wychodzi na ulicę i przechadza się tam i z powrotem
rozprawiając z Bunuelem o movie-punku
w tym samym czasie ta zielona suka znowu przychodzi
i zawraca mi głowę opowieściami o połówkach cytryn
wyciskanych na jej kościstych sutkach
(i że tak mocno
że tylko skórki puste zostają
i że te skórki
że jakby tak człowieka w ten sam sposób
do piersi przyłożyć)
i takie tam brednie
ale Pedro Almodovar przerywa nagle rozmowę
łapie Bunuela za rękaw i obraca
Bunuel stoi teraz twarzą zwrócona w przeciwna stronę
w stosunku do strony opanowanej przez twarz Almodovara
(ten Almodovar to kawał chłopa - myśli sobie Bunuel)
(łebski gość - nie powiem)
ale teraz zamilknij
tak jakbyś robiła to tylko dla siebie i przepoconej pościeli
żadnego więcej ruchu językiem !
(położyć (się)
odpalić od poprzedniego
obrócić (się) na brzuch
i z twarzą wciśniętą w resztki prześcieradła
spokojnie spalić tego ostatniego)
Pedro Almodovar ogląda tego dziwkę wróbla
Luis Bunuel - Obrócony
siłą rzeczy
tego wróbla nie widzi
rozpoczynają więc rozmowę od początku
no wiec posłuchaj:
to nie tak że nie wiem co to miłość
ja też kocham
ale tak żeby nic z tego nie zostało
- ze mnie też?
z ciebie? przede wszystkim kochana - możesz teraz być
jak te skórki, o których mówiłaś
to już nie ta sama rozmowa
myśli sobie Luis Bunuel - Obrócony
Mariuszowi Grzebalskiemu
to nie dziewczyna
to faktycznie mokry płaszcz na tym kranie wisi
fakt że szczupły - bo pewnie z tego z hiszpańską bródką zdjęty
ale to nie dziewczyna
ten z hiszpańską tak właściwie Husserla ma w głębokim
o tym nie wiedziałeś
(bo niby skąd miałeś o tym wiedzieć)
zawieszony płaszcz o niczym jeszcze nie świadczy
wódka, z takim śmiesznym konikiem na etykietce,
jak ten konik szarżuje na powszechnik kulistości i teraz
to już naprawdę nic nie wiadomo
rozgarnąć maziowatą chmurę dymu z papierosów caro czerwone,
znaleźć dwa dowolne punkty w przestrzeni,
dwa dowolne punkty prostą połączyć, na prostej przysiąść,
zakołysać się, zeskoczyć
i jeszcze raz
a potem bez mrugnięcia okiem
przyjąć błysk flesza i mieć w głębokim
(tak ja w głębokim miał Husserla ten z hiszpańską)
brak wymiaru, którego i tak nikt nie zauważy
Marynarz będzie teraz palcem rozmazywał po stole
rozlaną wódkę z takim śmiesznym konikiem na etykietce
kurwom z mojej ulicy
gdy o drugiej w nocy wracam zacurvistym krokiem
po wszelkiej maści rozrywkach intelektualnych, które teraz jakoś wyłażą
odbijając się na moim żołądku i percepcji (tak, do jasnej cholery! właśnie percepcji!)
kurwom z mojej ulicy
za nonkonformizm i wytrwałość (a tej ostatniej to ostatnio u mnie właśnie brakuje)
i grube gołe nogi (jak się rozbiorę i jeszcze trochę przytyję to dorównam wam,
kurwom z mojej ulicy, w obnoszeniu siebie)
więc kurwom z mojej ulicy
garbiąc się w sąsiedniej bramie, opierając głowę o mur,
trzymając się kurczowo własnego interesu i wylewając wszystkie wczorajsze
smutki na osmutniałą posadzkę (i jaka to różnica: papier czy posadzka?)
posadzka papier czy jeszcze coś innego?
"wsjo ryba" - jak mawiała kiedyś moja znajoma
(a kiedyś jeszcze tak mawiała - kiedyś w ogóle coś mawiała)
i dlatego wybieram to, co pod ręką akurat się znajduje.
i dlatego kurwom z tej cholernej ulicy,
ich rozebranym bebechom,
osmutniałej posadzce,
i wszystkim innym bramom:
wsjo Ryba, moje panie!
tak prosta rzecz jak odłożenie słuchawki telefonu
tak prosta jak nasza walka o świcie
ani słowa więcej!
- dzwoniłam do ciebie
- nierówno było
(lekko w dół, pochylamy się, ja podnoszę)
najlepiej by było gdybyśmy zdarli tynk ze ścian
odsłaniając nagi mur
najlepiej by było gdybyśmy zrobili to teraz
a pamiętasz tego irlandczyka który
zapraszał nas do belfastu?
pojedźmy
skumamy się z katolikami
kupimy sobie pistolety
i będziemy strzelać do angoli
co masz lepszego do roboty?
(ci zapaśnicy wyglądają jakby się narąbali
i próbowali dać sobie buzi - mówisz
jak to właściwie jest?
ja myślę że oni chcieliby być razem
tylko boją się do tego przyznać - odpowiadasz
sama sobie)
czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy
że ilekroć pijemy tą whiskey z przemytu
jesteśmy coraz bliżej?
Ty masz
Ja mam
My mamy
Oni mają
Ale co innego
Kochanie
Wyglądasz jak
Monochromatyczny
Monitor
pieczęć w postaci butelki malibu
lato przyszło, wraz z nim stanęła przy mnie
znowu, tak, znowu, tak, długo czekałem
w końcu przyszła i stanęła, ona przyszła i została
teraz na zawsze, już teraz do końca, teraz jest lato
i taka mała umowa: pomiędzy mną, pomiędzy nią,
pomiędzy śmiercią moją:
my zostajemy, ta trzecia odchodzi
wróci dopiero na końcu
a wszystko przypieczętowane butelką malibu
przełom czerwca i lipca - lato zachodzi za skórę
tam już ona czeka i tupie nóżkami
przycupnęła
to pora zbierania truskawek
po niej przyjdzie czas zbierania siebie
zbierania z bruku, siebie z podłogi
pora ścierania i prania
krew nie schodzi tak łatwo
1. Trup nielota
zamiast upupić
lepiej udupić
stwora skrzydlatego
głowę od reszty zgrabnym ruchem odłączyć
pierze powyjmować
poćwiartować
2. Ryż (Chińczycy zbierają go stojąc od rana do wieczora po kolana w błocie)
wrzucić na lekko osolony wrzątek
gotować piętnaście minut
wyjąć
zalać zimną wodą
wrzucić na patelnię i drugie tyle smażyć
posypawszy uprzednio odrobiną curry
3. Sos (tak brzmiała ostatnia wiadomość z Titanica)
otworzyć torebkę
wsypać do odpowiedniej ilości wody (dokładne dane na opakowaniu)
dobrze zamieszać, powtarzam: za - mie - szać !
dodać przecieru pomidorowego
oregano, pieprzu ziołowego, soli ziołowej
1/3 torebki curry i dużo chili
4. Nogi trupa (Pink Flock)
nogi trupa umyć
posypać czym się da
5. Danie gotowe (zapalniczką Zippo zapalić świece i koktajle mołotowa)
gorący ryż wymieszać z gorącym sosem
nogi trupa podawać na zimno
6. I to już koniec
oto di ent
A teraz powiedz
powiedz
no powiedz
a teraz powiedz
dlaczego przestrzeń wciąż wypełnia sen
dlaczego przestrzeń wciąż wypełnia sen
dlaczego przestrzeń
dlaczego sen
dlaczego przestrzeń wciąż wypełnia sen
A teraz wstań
wstań
no wstań
a teraz wstań i spójrz
jak czarne demony zabijają białe demony
jak czarne demony zjadają białe demony
jak czarne
jak białe
zjadają zabijają zabijają zjadają
A teraz stań
stań
no stań
nad moim grobem
i wejdź
wejdź do środka
tak wejdź do niego
i spójrz
na mnie teraz spójrz
A potem
delikatnie delikatnie
najdelikatniej jak tylko potrafisz
zdejmij z siebie sukienkę
i połóż się obok mnie
Kasi
kobieta która raz zostaje moją żoną
jest już na zawsze
ty
zagadka
mówisz:
gdy jesteśmy małymi dziećmi mówimy "na zawsze"
potem rośniemy i coraz częściej słychać z naszych ust "nigdy"
ja
wieczór przy wódce
kobieta która wchodzi mi na rękę
wie co robi
ty
wiesz co robisz
i nawet kiedy mam monsuny
w głowie
ja
komediant z północnych lasów
kładziesz na zawsze
w takie myśli
ty
która patrzysz w moje martwe ciało
wskrzeszasz umarłych
znów się spotkamy
pewnie jak zwykle "U Brody"
zalejemy mordy
to znaczy:
ja mordę, ona twarz
ale nie do końca
- tak żeby jeszcze trochę nas zostało
pogadamy porozmawiamy
alkohol w tym czasie
należycie z krwią się zmiesza
potem pójdziemy
ja do niej
do jej mieszkania
ona ze mną
i będzie miłość
i będzie miłość
/ 10.03.97./
Kasi
są wspomnienia: są obrazy i dźwięki:
wtedy ja czuję absolutną miłość
wtedy ja czuję smak amfetaminy w ustach
wtedy
jak słońce o poranku wstaje strach
i staje on przede mną
i napiera swym ciężarem
i za włosy chwyta
i głową moją o stary mur wali
ja znam zbyt wiele aby to odrzucić
czarno białe fotografie lekko wydłużone
w pionie - alians - bomby domowej roboty - Turek'96
ja pamiętam za dużo aby cokolwiek zapomnieć
nawet ślady na rękach
sińce z pośpiechu
chleb ze smalcem
po wyjęciu igły nie zlizałaś krwi
skrzepła
została
wybacz
kobieta która kiedyś została jego żoną
jest perłą na wyciągniętym języku
ona gryzie czas jak jeszcze nikt dotąd tego nie robił
ona czasem wargę z rozpędu przygryzie
a gdy język z wargi krew zlizuje
perła na dnie oka usypia
ta kobieta siedzi na jego ramieniu
i spija niedorobione wino
i nie krzywi przy tym ust
choć
mężczyzna który kiedyś został jej mężem
trzyma kindżał w dłoni
i o głowę skraca każdego napotkanego demona
a zwierzętom barwy zazdrości
Bóg dał mu kutasa aby choć przez chwilę mógł być przy tobie.
W tobie.
Ten niewielki kawałek ciała robi za was całą Miłość.
On - ona.
Być bliżej. Jeszcze bliżej.
Być tak blisko, że aż się nie da. Bo już się nie da.
Koniec.
Ona - on.
Nie śpi od dwóch nocy czekając twego przyjścia.
Wejścia - wyjścia.
Bóg przedłużył go o osiemnaście centymetrów aby choć przez chwilę
mógł Kochać.
I chuchać.
Prosto w twoją twarz.
Ten niewielki kawałek ciała robi całą Miłość za was.
W was.
On - ona.
Dzisiaj bliżej.
Być najbliżej.
Dziś inaczej.
Ona - on.
Wtedy mówi, że on ciebie bardzo, najbardziej, jak jeszcze żadnej innej nigdy nie.
Mówi w końcu.
Na końcu.
Wtedy nie wierz mu.
Tak naprawdę chciałby zostać dzieckiem w twoim łonie.
Urodzony: w 1974 w Katowicach
Mieszka: w Krakowie
Mieszkał: gdzie się tylko dało
Tytuły naukowe: już prawie mgr inż. architekt
Poezja: o swoich wierszach nie rozmawia (chyba że przy dobrej whiskey,
co odróżnia go od poetów rozmawiających tylko przy wódce)
A teraz Peter opowie o sobie:
Na imię mam Piotr 'Peter' Musiał Urodziłem się mniej więcej w czasie gdy Tom Waits promował koncertami w pubach swą drugą płytę, a Edward Gierek myślał nad sprowadzeniem kubańskich bananów do Polski. Wtedy też moi rodzice wypili kilka, pierwszych w swoim życiu, łyków Coca Coli. Rok później Patti Smith wykrzykiwała "Glorię" i, wielkimi krokami, zbliżała się era punk. Za cztery lata miałem usłyszeć u kuzyna The Clash i zapamiętać tę chwilę do końca życia.
Gdy miałem siedem lat i rozpocząłem szkołę podstawową, na drogi, po których na codzień jeździliśmy czerwonym fiatem 126p, wjechały czołgi. Wielu znajomych moich rodziców przeprowadziło się do więzień, a ja miałem wolne. Ulepiłem wtedy chyba z dwadzieścia bałwanów, przyczyniając się tym samym do wzrostu, i tak już wysokiego, odsetku powyższych w naszym pięknym kraju.
Po jakimś czasie czołgi zniknęły z dróg, żołnierze przenieśli się do Kołobrzegu, ale poza tym nic się nie zmieniło: panie w sklepach wciąż konkurowały z fryzjerami w operowaniu nożyczkami, w szkole dostawaliśmy cukierki od 'radzieckich przyjaciół', a ja, z Arturem, próbowałem za blokiem krajowych bez filtra.
Pewnego razu, gdy wróciłem z wakacji, Artura nie było w ani domu ani w szkole. Odezwał się dopiero po dwóch latach. Przysłał list z ładnym, kolorowym znaczkiem, na którym myszka Mikki rozmawia z Jerzym Waszyngtonem. Nazywał się już wtedy Arthur i mieszkał w Kalifornii.
Potem był jakiś wybuch w jakiejś elektrowni u Ruskich, Kult nagrał "Piosenkę młodych wioślarzy", a nad Florydą eksplodował Challenger. Wszystko to zlało się w jedną całość. Po Challengerze wniesiono kilka stołów, ustawiono je w okrąg i zaczęto się bratać. Trzynaście dni później wylądowałem w szpitalu z połamanymi obiema nogami.
Z ogólniakiem było jak z latami sześćdziesiątymi - kto cokolwiek z nich pamięta, ten ich faktycznie nie przeżył. Zanim przestałem jeść mięso i zacząłem grać z chłopakami (najczęściej jako wolny słuchacz, albo ten, którego wywalano za drzwi gdy tylko dotknął gitary), bawiłem się w taką zabawę: ja zamykam oczy, ty zamykasz oczy, a nogi nas poprowadzą. I chyba prowadziły. Nawet całkiem sprawnie, bo zawsze lądowaliśmy w trzech miejscach: z Mają u Tomka, z Tomkiem u Maji, albo wszyscy razem, nieprzytomni, gdzieś za miastem.
Słuchaliśmy wtedy The Velvet Underground, The Stooges i The Doors. Był jeszcze The Clash, The Patti Smith Group, The Sex Pistols i Dżem. Ten ostatni z początku ciężko mi wchodził, pewnie dlatego, że nie posiadał przedrostka 'the', ale z czasem i do niego się przekonałem.
Jeździłem z Mają i Tomkiem po zlotach hipisów, byłem na jakiejś pielgrzymce do Częstochowy i jeszcze na paru innych imprezach. W pewnym momencie zaczęło mi się tym wszystkim odbijać. Spakowałem więc plecak, wytargałem Majkę i pojechaliśmy w góry. Znalazłem całkiem dobry szałas i robotę u rolników w zamian za chleb, mleko i jakieś ciepłe żarcie wieczorem. Właściwie to było wszystko, co znalazłem. Więcej niż znalazłem, niestety zgubiłem.
Z całej trójki tylko mnie udało się przeżyć. Do dziś nie wiem jak to się stało, ale już przestałem się nad tym zastanawiać. Gdy się ocknąłem to coś mi odbiło i zostałem wegetarianinem. Zacząłem współpracować z przeróżnymi organizacjami walczącymi ze złem tego świata w obronie drzew i zwierzaków. W dalszym ciągu niewiele pamiętałem. Robiłem za to dużo zdjęć i plakatów. Wtedy
Byłem opłacany przez dwa ministerstwa: Edukacji Narodowej i Ochrony Środowiska. Dzięki temu raz w miesiącu, na kilka dni, wyjeżdżałem do nowo powstałego (a w zasadzie powstającego) "Miasteczka Ekologicznego". Prowadziłem tam przeróżne warsztaty ekologiczno - filozoficzno - plastyczno - fotograficzne dla dzieciaków, a oprócz tego mogłem pstrykać tyle zdjęć ile tylko chciałem, nie martwiąc się o finanse. Nawet jakiś konkurs wtedy wygrałem.
W tym też czasie po raz pierwszy pojawia się nazwa "STO SŁONI".
"STO SŁONI w momencie swego powstania, czyli około roku 1991-92, jest zupełnie niezdefiniowanym, odciętym od rzeczywistości, jednoosobowym tworem koncentrującym w sobie wszelkie poczynania artystyczno-odjechane oraz społeczno-edukacyjne głównego założyciela i twórcy owego ciała - Piotra Petera Mariusza Musiała. Powstał z potrzeby określenia - nazwy umożliwiającej spięcie w całość różnej maści działań i tworów wychodzących spod ręki i czaszki Petera.
Początkowo twórczość Stu Słoni nosi w sobie dość znaczny pierwiastek dekadentyzmu pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Jednakże wraz ze wzrostem stężenia w organizmie Piotra Petera psylocybiny, tetra-hydro-cannabolidów i kwasów lizergowych, oraz wraz z nasilającymi się stanami maniakalnej euforii, objawiającymi się w postaci udaremnionych niestety rozlicznych prób lotów z dachów wieżowców, urzędów miejskich i akademików, STO SŁONI staje się totalnie niezależnym, odciętym i odżegnującym się od wszelkich dotychczasowych nurtów sztuki i kultury, tak wysokiej jak i niskiej, indywidualnym przedsięwzięciem eksperymentalnym. Powstają wtedy liczne projekty plakatów, masa luźnych zapisków, dużo poezji, rozliczne grafiki, rysunki i obrazy; STO SŁONI bierze również udział w organizacji kilku bezsensownych przedsięwzięć heppeningowo-teatralno-fotograficznych-malarskich i, nazwijmy je, edukacyjnych.
Z czasem indywidualizm wykonawczy przekształca się w działalność, mniej lub bardziej, zbiorową, z której jednak nic konkretnego nie wynika. Drukuje pod różnymi pseudonimami w: "Zielonych Brygadach", "Granicy Rozsądku", "Wegetarianinie", "Noł Nejmie" i "Gryzmołach". W 1994 roku idea STU SŁONI, po wykonaniu paru zgrabnych ruchów w przestrzeni, krystalizuje się na nowo w Krakowie, gdzie jednak, po kilkunastu miesiącach, umiera.
Niezadowolony z biegu spraw Peter wyjeżdża z kraju i podróżuje po Europie jako turysta, arbaiter i obserwator. Co jakiś czas wraca do ojczyzny. Wciąż tworzy, jednakże nazwa STO SŁONI nie pojawia się w tym czasie ani razu. Drukuje w "Rastauracji" i "Nołnejmie". W tym też czasie poznaje obecną Żonę - Kasię. W 1996 r. przebywając w Hiszpanii i Portugalii styka się z kulturą iberyjską, oraz kulturami Indian południowoamerykańskich, co owocuje zmianą stylu gry na bębnach. W 1997 r. jedzie do Szkocji na Międzynarodowy Festiwal Teatralny w Edynburgu, lecz nie udaje mu się dojechać na czas - zostaje w Londynie. W 1998 r. odwiedza Irlandię i uznaje to za epokowy moment w swoim życiu.
W międzyczasie wydaje tomiki z serii "ŁAN POŁM" - m.in.: "Hajłej Trip", "Wrocław", "de Loin", "Dla R.R.", "List do Allena Ginsberga napisany dzień po jego śmierci" i inne.
Do wskrzeszenia STU SŁONI dochodzi w 1998 roku. Teraz jest to już absolutnie wolna, niczym nie skrępowana i nieograniczona w przekazie oraz formie wyrazu, kilkuosobowa (sic!) grupa (zwana grupem), która, po historycznym zmartwychwstaniu, wychodzi momentalnie z podziemia artystycznego stając się czołowym przedstawicielem krakowskiego nadziemia artystycznego. Jako edycje niskonakładowe wydane zostają tomiki z wierszami archiwalnymi ("1990-92", "1993 - Zaślubiny Erosa z tanthosem", "1994", "1995" i "1996"), oraz nowe tomiki (już nie tak nisko nakładowe): "2701-7041997" i "Śrubowstręt".
Do nazwy STO SŁONI dodany zostaje pierwszy człon: Ołwergrandowy Ruchomy Grup Inicjatyw Artystycznych (w skrócie: O.R.G.I.A.) lecz wkrótce słowo "Inicjatyw" ulega 'kasacji'. Powstają liczne utwory poetyckie i prozatorskie (odrzucone przez liczne wydawnictwa i periodyki jako zbyt obsceniczne), które jednak giną wśród ludzi (od tego czasu prowadzona jest regularna archiwizacja działalności).
W 1999 roku Peter wraz z Żoną (głównym pomysłodawcą i inicjatorem projektu) rozpoczyna prace nad filmem o roboczym tytule "Niebo pod Krakowem". Filmu nigdy jednak nie kończy (projekt jest wciąż otwarty). Ukazuje się "No wafa la" (edycja limitowana zawierał dodatkowo "Zapiski przy kawie i garści papierosów", w tym: "Bogowie domagają się krwi" oraz "Listy do ja i Ja").Rok 1999 jest również początkiem działalności internetowej - Peter bierze udział w dyskusjach na pl.hum.poezja, gdzie od czasu do czasu 'publikuje' nowe wiersze, pojawia się na kilku zaprzyjaźnionych stronach www, oraz tworzy swoja własną http://republika.pl/sto_sloni/, ostatecznie ukończoną i poprawioną na początku 2001 roku.
© Copyright by Piotr Musiał