poezja.exe.pl - Stefan Grass


poezja
STAT4U

stat4u

wiersze



PAMIĘĆ

Jest między nami przestrzeń niespokojna
gdzie żywopłot pamięci zwolna obumiera
a głóg i jeżyny gniewnie odpychają
natrętne żuki w chitynowej zbroi.

Nie szukaj słodkich jagód w cierpkim żywopłocie.
Gniazd już tam nie ma,
ptaki odleciały
na wyspy nieznane
gdzie pamięcią jest wicher
a wspomnienie falą.

Umarły żywopłoty w przestrzeni bez nazwy,
tylko wydmy pożółkłe są dziś papirusem
na którym w hieroglifach wypiszemy łzami
poemat żywopłotów, które nie istniały.


Podróż

Czerwony kleks zachodu
wsiąknął bezładnie w niebo
biały żagiel na horyzoncie
udawał trójkąt Pitagorasa
ale zawstydzony schował się
w kołyskę nieznanych mórz
i usnął geometrycznie.

Gwiazda polarna zagubiona
w skrętach nieznanych mgławic
była sternikiem niepewnego statku.
Maszt zakreślał pijane koła
na zmiętej mapie gwiazd,
marynarz spał w bocianim gnieździe
gdy mewy - wieszczki - wywróżyły ziemię.

Nikt nas nie powitał na brzegu morza.
Fale wymazały z piasku
hieroglify nieobecnych stóp.
Tylko echo wołania czaiło się wśród skał,
tylko wiatr zdradzał dym dalekiego ogniska.

Noc zmarła dźgnięta sztyletem błyskawic.
O świcie geometria żagli rozwinęła skrzydła.
Odpłynęliśmy - widma dla nagich tubylców
Ich zaklęcia jak wicher świszczący nad głową
A za nami mgła nieprzenikalna i już bezpowrotna.


Ostatnie spojrzenie

Pozwól mi spojrzeć jeszcze raz jeden jedyny
Jak zachód słońca niebo pastelami smuży
Na strzępki obłoków lecące gołębiście
I liście drzew na koncert strojone wiatrami.

Chciałbym w ślad za gwiazdami pójść na kraniec ziemi
Gdzie księżycowe wiedźmy uczą czeladników
Jak wiązać sidła z pajęczyn czarnej wdowy
Kradnąc nocne melodie sowich pohukiwań.

I daj mi wziąć ze sobą dźwięki i zapachy
Wakacji zagubionych w starczej bezpamięci
Rytuałów wieczornych i rytmów odwiecznych
Woń macierzanki i dzwony na Ave Maria

Pozwól mi odejść w świetlnych błyskawic wołaniu
Szlakiem pielgrzymów gwiezdnych znających te ścieżki
Tylko u bramy złotej daj mi się zatrzymać
Bym mógł głowę odwrócić i spojrzeć raz jeszcze.

24. VIII. 2001


Azrael, Anioł śmierci

Azrael ma oczy przepaściste
jak bliźniacze studnie otchłani
gdzie kropla błękitu jest niebem
w niczyim oceanie.

Azrael zna przejścia tajemne,
mosty pajęcze nad bezdenną głębią
i hasła szeptane w uszy
czujnych wartowników.

Przychodzi zanim słońce wzejdzie.
Otwiera okno i gdy świeca zgaśnie,
chwyta palcami uciekający strzęp dymu
I niesie go w złotej czaszy na ołtarze nieba.

Czuły jak druh, łagodny jak sen
Azrael osusza gorzkie łzy
I szepcze słowa które, kojąc czas,
znów łączą koniec do początku


Magia drzew

Pod dębem módl się o wytrwałość
Mądrości szukaj w liściach klonu
Wysłuchaj żalów wierzb płaczących
Runy misterne czytaj w brzozach.

Stań w blasku słońca, szukaj żaru
który dar drzew przetopi w złoto
gdy ich korzenie sięgną w ziemię,
wierzchołki dotkną stóp anielskich.

Wiatr ściga tchnienie w drzew poszumie
Deszcz rozsypuje krople światła.
Na liściach w tęczy migotliwej
Zaklęć tajemnych znachor szuka .

W kropli żywicy sen niejasny
Topole drogę ci wskazują
Gdy przyjdzie pora pożegnania
Odejdź aleją cyprysową.


LIŚCIE

Drzewa szepczą do siebie alfabetem liści
Geometrią języków piszą listy zawiłe
Z podpisem nieczytelnym jak obłok anielski
gdy go trąci złośliwie podmuch sowizdrzała.

Kształty mają przedziwne, trójkątne, zębate,
jak serce u łopucha, wąskie jak iglice,
palczaste, rozpostarte w bezradnej niedoli
nieśmiałe jak mimoza drżąca pod dotykiem.

Liść-alchemik przetapia słońca płynne złoto
W każdy odcień klejnotów pięknej Esmeraldy
Zazielenia się wiosną, trwa latem dojrzałym
A jesienią odchodzi w śmierci kolorowej.


MÓJ CIEŃ

Cień śpi pod dębem, a tam w górze,
liść szepcze słonecznie do liścia
o tym że, chlorofili stycznie
mówiąc, szsz... ptaki nasłuchują.

Polifem jednooki mrugnął
chmurnie i cień się stał półcieniem.
Ziewnął i zaszył się w mrowisko
Orfeusz smętny z niemą lutnią.

Cień biegnie przede mną do bramy
-Don Kiszot z księżycowym kluczem
A nocą chybotliwie tańczy
ze świecą po ścianach pokoju.

Sprzęgnięte światłem sobowtóry:
ja jego cieniem, a on moim
A tam, w oddali, chiaroscuro
dolina cieni, gdzie wracamy.


Wrzesień

W piątek wieczorem
ostatnia świeca-
ledwie się tliła
sierpniowo.

Nad krętą ścieżką
Przeleciał motyl
Przemytnik z Maripozy
Siewca kolorów

Jutro o świcie
Wrześniowe wrony
Zrzucą na ogród
Jesienne palety.


Prufrock (fragment)

Chodźmy więc, ty i ja
Gdy wieczór ku niebu pręży się i skręca
 Jak pacjent zakuwany w narkotyczne sny.
Chodźmy - przez ulice bezludne i puste
bełkocące usta
niespokojnych nocy w tanich hotelikach,
w knajpach z muszlami ostryg wbitymi w trociny.
Ulice wloką się jak nużący argument
jakiejś myśli zdradzieckiej
by się nagle przywlec do ponurej kwestii.
Ach, nie pytaj - "której?"
Chodźmy. Czeka nas wizyta.
Do pokoju kobiety wchodzą i wychodzą
rozmawiając o Michale Aniele.

T.S.Eliot: Pieśń Miłosna J.Alfreda Prufrocka
(fragment) tłum.Stefan Grass ©


* * *

Czapla nad wodą 
Łowi własne odbicie
Złoty karp znika


* * *

Motyl na kwiecie
W słońcu otwiera skrzydła
Kwiat odlatuje.


* * *

Starzec przy drzewie
Zmarszczona kora i twarz
patrzą na siebie.


* * *

Bezszelestna ćma
Głaszcze aksamit nocy
Czas zgasić świecę.



 Stefan Grass

Stonehenge i ja mamy jedną wspólną cechę: wiek. Jestem wprawdzie trochę młodszy od tych milczących głazów, ale moja obecność w tym utalentowanym gronie poetyckim jest pewnego rodzaju anachronizmem - świątynia troglodytów wśród technokratów. :-)

Moją karierę literacką zacząłem dawno temu. Debiutowałem w grudniu 1945 na łamach miesięcznika literackiego "Kamena", którego redaktorem był wtedy świetny poeta i tłumacz, Kaz.Andrzej Jaworski. W tym samym numerze były wiersze Różewicza, Julii Hartwig, Anny Kamieńskiej i kilku innych poetów, którzy przeżyli okupację. Oni zostali, a ja musiałem ratować się ucieczką, bo dla partyzanta "Zapory" i redaktora gazetek podziemnych w Lublinie nie było miejsca pod okupacją sowiecką.

Od wielu lat jestem współpracownikiem londyńskiego Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza, który niedawno święcił swój jubileusz. Piszę tam dwutygodniowe felietony o słowach i spełniam także niewdzięczne obowiązki krytyka literackiego. Nie uważam się za poetę, ale poezja jest dla mnie tyglem alchemika, w którym mogę pofolgować mojej pasji eksperymentowania ze słowami. Złota jeszcze nie znalazłem, ale kamień filozoficzny jest metaforą nieustannego pościgu za tym co jest nieuchwytne. A duszą poezji jest przecież nieuchwytność. Witam dawnych i nowych znajomych i cieszę się, że zaistniałem w tym zespole utalentowanych rodaków.


© Copyright by Stefan Grass

 



AKTUALIZACJA