poezja.exe.pl - Waldemar Wyszyński


 Waldemar Wyszyński

stat4u

wiersze



wahadło

że zamieszkał w cichej wsi,
nie sprawiło iż liście spadały inaczej,
a deszcz jak zwykle padał kroplami
na drzewa, zimny i z oddali.

że zamieszkał w cichej wsi,
sprawiło iż liście spadały inaczej,
a deszcz padał niezwykle kroplami
na drzewa, dotykalnie soczysty.

deszcz sprawił,
że zamieszkał w cichej wsi,
gdzie liście spadały od zawsze.


zdusiek marzył

trzepocząc rzęsami
grzebiąc w horyzoncie
z finezją wrośnięty
łokciem w grzęzawisko stołu

nad szklanką
panował
nad sobą
        pod powiekami zabawki 
        jak w maleńkim świecie niedorosłych rzeczy
        przeszły przez jezdnię
        na czerwonym świetle
zdusiek marzył


nieteatralna scena obyczajowa w dwóch słowach

scenariusz:

zamyślone drzewa
(zdobne w liście ciężarne)
w szeregu przed nikim.

tytuł:

zamieszkałeś w ogrodach

skojarzenie:

...kracz jak one!!!

treść:

z dworców powietrze spijałeś
ubrany w majty i koszulę
strojny w poezję
jak w order u szyi z kamienia
na dnie sadzawki przed kiblem zasnąłeś

brawo!


że taki

że umrze, że trzeba
i tamto
że stąpając wbrew sobie
spod stóp ziemię przepędza

do diabła!


(od... siebie do
tak sobie)

od... okna do okna błotna żaba siedzi
w uśmiechu promienna bez zwierzeń u myśli
jak u szyi z kamieniem
jak znaczek odpięty
zwisałem na wylot na nerwach
się włóczą włókna
jak dywany od nieba do nieba

od... może do rzeki

od... może do studni jak oko głęboko
zagłębione w pocie wilgotnej i słonej...
zasnąłem po pracy
szarej umysłowo
pod mostem varola
aż słońce opadło
bezsilne
nad sobą
bez sensu i w cieniu
bez nocy
zasnąłem


a potem... pod górę spadały pociągi ciągnione
i śnięte i śnione w marzeniu do wszędzie
niespiesznie mąciły w myślach zawieruchą
jak oddechem olbrzyma świętego i ducha
jak otworem rozległym od wioski
do wioski z kościołem bez kości ni wiary
u wiernych do wioski i domu
kot przy progu usiadł i wiedział o wszystkim
do oczu się wlepił
i wplątał do myśli obrazek z narodzin
braciszków na pęczki i lalek szmacianych
na czerwonym świetle wbrew personelowi...

a potem... mówiono że we wsi za wzgórzem
gdzie wyrosło drzewo
gdzie kiedyś pochowano nadgryzione jabłko
potknęło się dziecko o potok wyrazu
i prawda się przywlokła
jak mgła zabrudzona
i we śnie obskurna istota tęsknoty
niedojrzałych mędrców zewsząd równie dobra

a śmiech
jak stukot grochu rudo dudnił w kartonie


bary i miasto

w mieście są bary
i przyjazne pętle
w mieście
poeci w pomrukach
pijani

w mieście gdzie księżyc wisi nad miastem
błądzę
od słowa w zdaniu do słowa
jak kropka bez „i”
na nikogo nie zdany


żaba rozdeptana

(z nieistniejących cyklów o niezauważalności)

jest dom
i matka w domu
i żaba przed domem rozdeptana
a śmierci jej zielonej
nikt nie zauważył
        jest strach przed domem
        w którym matka
        i przed którym żaba


poczekalnia

z rozkładu
na ścianie zwisają przyjaźnie
porwane godziny

w ogonku po bilet
ktoś kogoś potrącił

        potem pociąg zwolnił
        już wracam spod powiek


* * *

kochany tato i mamo kochana
płasko wam i nie do twarzy
nie do dupy i nie do kurwy nędzy
jakżeż bardziej
przystoi wam historia ludzka
każdemu poszczególna
nie bieska i nie stwórcza
kochany tato i mamo
jak zwierzęta


stół

na stole
między sztućcami ręce i wzruszenie
spocony posiłek
i kubek blaszany pełen kaszlu
a wokół szmaciane lalki
trzymają się spojrzeniem
i ślinią się samotnie


* * *

zasnąłeś w okolicach piątku roku dwudziestego
...a może dwudziestego drugiego
zasnąłeś w duszy kamiennego ptaka
w poszukiwaniu zrozumienia niezrozumianego
zasnąłeś oczywiście
jak oczywiście się rodzi i umiera
jak oczywiście się pisze wiersz
jak oczywiście jechał pociągiem i rozmawiał z nocą
zasnąłeś o wschodzie słońca i wschodzie człowieka
daleko od pościeli i ludzkich osiedli
w małym opuszczonym naczyniu glinianym
w ustach
gdzie ptaki uwiły gniazdo


czarny kraj

krzyże - jak strachy na wróble,
na kruki, na wszystkie  o n e
orły i kukułki
- powiewają i straszą


!...westchnienie

natchnij mnie
kurwo! jak drzewa
natchnij mnie

i gdybyś jeszcze miała
wplecione w warkocze
koniecznie
widzenia!


miasto

... miasto
śpiące znaki zapytania

... miasto
konstytucje poematy zbiory praw i zbiory znaczków
i okna wpatrzone w hałaśliwy kondukt

... miasto
między zwałami
pośród ludzkiego wysypiska

na ulicy leżą włosy spokojne
leżą nazwiska
części mowy i dłoni
na ulicy zapomniały się pory roku
i ptaki


na koniu do nieba

masz dwadzieścia pięć lat
         i maszyna do pisania stara się usilnie
         uczynić z ciebie poetę

masz dwadzieścia pięć lat
         i jesteś świadkiem własnego umierania

         i pragnieniem twoim jest
         odjechać na koniu
         do nieba

         i nie potrafisz wywlec się z kokonu
         nie potrafisz wyczołgać się poza hałas
         i spodnie

masz dwadzieścia pięć lat
         i ślepy jesteś
         bo wzrok twój poszarpany widokiem przyjaciół


* * *

stoisz z rozpiętym rozporkiem
facecie pod bramą
facecie…
pod bramą jak ból zęba stoisz
i stojąc tak gesty czynisz wiadome
i różę facecie z rozporkiem trzymasz w ręku
i jesteś poetą
i jesteś 
wołaniem. jak dzień powszedni w tygodniu
z rozpiętym rozporkiem
stoisz


co mogę?

mogę udać że idę
gdy idę
że śmieję się gdy się raduję
i płaczę

mogę podać na tacy
życia moje i śmierci
i noce z wilgotnym prześcieradłem

i w podróż zaprosić
do krainy gniłości

bo żartem zahaczyłem o siebie
żartem zapomniałem się
zaciąłem i zakrztusiłem


życie narysowane

ogień nie parzy
oczy nie smakują wilgoci
rozpalone nerwy
nie szarpią się na kawałki
nie popuszczone
nie drą się jak struny
a niebo nie gada kamiennym głosem
i nie robi się muzyka do wszędzie
...bo plastycznie
li tylko narysowane


* * *

do niepokojącej ilości zmysłów
do parteru koszmaru
i wszystkich świętych i diabłów
zjeżdżasz pasem transmisyjnym
litrową windą
spoconą kobietą ciałem swoim
i
rozbandażowaną nagością
z gumką "myszką" w kieszeni


zabawa w ludzi

chodź
będziemy udawać ludzi
popierdolony układ kostny
szkliste oczy i nabuzowane zęby

chodź
pomalujemy powietrze
żeby było uroczyście
widziałem w moich snach
jak wyrywali mu paznokcie popijając kawę
i kolorowe łąki widziałem
a potem się pieprzyli
w sąsiednim pokoju
w poczuciu spełnionego obowiązku

chodź
poudajemy wóz pancerny
i rozjechaną kaczkę


zdrowie w cieniu

zalegałem często
w trawie obok mego cienia
ożywał wesoło
kiedy mu na biodrze stawiałem butelkę
pijaczył się z zawodu
ponurą miał duszę

któregoś dnia się upił
i odszedł ode mnie

(mówią - to ja poszedłem
cień został
pijany)



 Waldemar Wyszyński

wiem coraz mniej. poetą - nie wiem czy jestem. kiedyś wiedziałem. urodziłem się w 1959. mieszkam od kilkunastu lat we francji, na wsi. w polsce przebywałem głównie w beskidzie niskim.
jestem bliźniakiem - są tacy, którzy mówią, że to wiele wyjaśnia (?) jedną z moich ostatnich pasji są tłumaczenia, głównie zabawa i nieudane próby, niemniej, radości przy tym, jak przy tworzeniu świata! inne pasje, to: fotografia, literatura, drzewa... (często: "nic nie robienie") prześladują mnie: marzenia...

_________________________________
Waldek zmarł 11 stycznia 2010.
JJW


© Copyright by Waldemar Wyszyński

 



AKTUALIZACJA